Obserwatorzy

środa, 29 kwietnia 2015

Północny wiatr namiętności

„Zabierz tylko wygodne buty i ciepłe ubrania. Tamtejsze noce bywają piekielnie zimne.”
Nie mogłam wyciągnąć od Mansa żadnych innych informacji, poza tymi ogólnymi wskazówkami. Im bardziej naciskałam, tym mniej mówił. Ażeby nie zamilkł zupełnie, postanowiłam nie drążyć tego tematu, tylko dać się ponieść przygodzie. W końcu raz się żyje, nieprawdaż? A jeśli ktoś z własnej kieszeni pokrywa koszty weekendowego przelotu dla dwojga... po prostu musi mu zależeć.

Dopiero na lotnisku Mans wręczył mi bilet, pozostawiając na moich ustach namiętny pocałunek.
„Norwegia? Zabierasz mnie w swoje rodzinne strony?” - pytałam z niedowierzaniem. Po zapowiedzi chłodnego klimatu, nie liczyłam na Majorkę czy Dominikanę, a raczej na zaciszny hotel we francuskich Alpach.
„Nie bój się” - przygarnął mnie ramieniem - „Nie zamierzam przedstawiać Cię mojej rodzinie.”
Odetchnęłam z ulgą. Po chwili jednak dodał:
„Pochodzę z południa, a lecimy wysoko na północ. Chcę pokazać Ci coś wyjątkowego. Mam nadzieję, że będziesz zachwycona.”
Choć nie dawałam tego po sobie poznać, cieszyłam się jak małe dziecko. Na podskakiwanie z radości przyjdzie jeszcze odpowiedni moment.

Samolot wylądował. Ekscytowałam się już nadchodzącą przygodą i zastanawiałam się, jakie atrakcje przygotował dla mnie mój tajemniczy kochanek. Za wszelką cenę nie chciał zdradzać szczegółów. Podczas opuszczania pojazdu zorientowałam się, dlaczego Mans wielokrotnie podkreślał potrzebę zabrania ciepłych rzeczy – temperatura powietrza z pewnością nie była wyższa niż 5 stopni. W porównaniu do rozkwitającej i wiosennej, ciepłej Polski był to niemały szok termiczny. Bezpośrednio po odprawie Mans powiódł mnie na przystanek autobusowy.
„Nie możemy wziąć taksówki?” - marudziłam mu do ucha, otulając się szczelnie szalikiem. Pokręcił przecząco głową:
„Taksówką tam nie dojedziemy.”
Zawsze myślałam, że do każdego z hoteli można dostać się w ten sposób. Nasz najwyraźniej znajdował się na uboczu...

Po około godzinnej podróży, którą w całości przedrzemałam oparta o ramię Mansa, wysiedliśmy na na odludnie położonym przystanku. Dokoła nas znajdował się tylko las i oszronione drzewa iglaste. Nie miałam pojęcia, jaki inwestor zgodziłby się na wybudowanie swojego ośrodka w takim miejscu, w którym prawie nie istniało życie! Z dala od miast, od atrakcji turystycznych, w środku olbrzymiego lasu. Czysta abstrakcja. Nawet najbardziej dociekliwe pytania z mojej strony Mans puszczał koło uszu i zajmował się opowiadaniem, jak to „za czasów jego dzieciństwa zimno było”.

Mniej więcej w połowie pieszej wędrówki moje nogi odmówiły posłuszeństwa. Zziębnięta i zmęczona kwiliłam o swoim nieszczęściu, wydymając usta w obrażoną podkówkę. Mans początkowo opierał się moim naleganiom postoju, ale gdy wreszcie ze znużenia opadłam na przydrożny kamień, porwał mnie na ręce i przerzucił przez ramię. Opór fizyczny z mojej strony był zbędny wobec tak silnego „przeciwnika”. Wtuliłam się tylko w jego gładką jak jedwab szyję i spokojnie zamknęłam oczy...
„Hej, pobudka! (jego donośny głos wyrwał mnie z letargu) Zatrzymamy się tutaj na ciepłą herbatę. Ale nie na długo, żeby zdążyć przed zmrokiem!”
Po chwili siedzieliśmy już w całkiem zapomnianej karczmie, popijając gorący napar mocno zaprawiony alkoholem. W jakiś magiczny sposób dodał mi energii... a przy tym... bardzo mocno pobudził. Wiedziałam, że ciężko będzie mi przebrnąć resztę trasy z bardzo silnym poczuciem pożądania... A skoro byliśmy tam praktycznie sami... Toaleta! Może to nie jest zbyt odpowiednie miejsce do takich zachowań, ale skoro inne warunki nie były dostępne... Musnęłam Mansa dłonią odchodząc od drewnianego stołu, posyłając mu jedno z tych spojrzeń, które zawsze działa i... tylko uśmiechnął się, po czym rzucił w moją stronę:
„Tylko pospiesz się. Zaraz ruszamy.”
Rozedrgana i rozczarowana zamknęłam się w całkiem estetycznej i schludnej kabinie. Dokoła mnie było zupełnie pusto i niemal cicho, gdyby nie łagodna muzyka dobywająca się z łazienkowego głośnika. „Raz się żyje...” pomyślałam w duchu, rozpinając powoli rozporek swoich jeansów. Rozgrzana od ciepłej wody dłoń instynktownie wślizgnęła się pod bieliznę, zatrzymując jedną z opuszek na wrażliwej łechtaczce. Byłam już bardzo wilgotna, a moje ciało z całą stanowczością domagało się zaspokojenia tej palącej potrzeby. Niepewnie przesunęłam dłonią centymetr w górę i w dół, a po moim podbrzuszu rozpłynęła się obezwładniająca fala przyjemności. Odetchnęłam głośno spokojnie, a potem rzuciłam się w wir niepoprawnych myśli i pieszczot. Moje palce z precyzją sztukmistrza tantry prześlizgiwały się do pulsującego wnętrza, mojej bardzo czułej i ciepłej jamki, natrafiając na doskonały w generowaniu rozkoszy punkt G. Wkrótce jedna dłoń przestała wystarczać. W erotycznym amoku opuściłam spodnie jeszcze niżej i opierając się o ścianę  pieściłam jednocześnie swój najczulszy punkcik oraz oba sterczące sutki naprzemiennie. Twardniały pod wysublimowanym dotykiem, jak gdyby oczekiwały, że męskie usta Mansa obejmą je w całości. Coraz szybciej i mocniej czułam, jak lekki dreszcz emocji przeradza się w zupełną ekstazę i... odleciałam, niczym północny wiatr. Lekko i orzeźwiająco. Jak piórko. Jak płatek śniegu... Mój krzyk odbił się jak echo od pustych ścian.

Bardzo szybko doprowadziłam się do porządku, uspokoiłam oddech i opuściłam kabinę... Moje serce niemal wyskoczyło z piersi! Przy umywalkach stał rozbawiony Mans! Niemal zaniósł się śmiechem widząc moje zawstydzenie i konsternację.
„Tylko nic nie mów. Zapomnij o tym.”
„Jasne, Skarbie...” - szepnął całując mnie w czubek głowy.
„Będę milczał na temat Twojej nimfomanii...”
Posłałam mu spojrzenie pełne grozy. A on znów zaśmiał się w ten rozbrajający mnie sposób...

 ~Fantazyjna

sobota, 25 kwietnia 2015

Bo do tanga trzeba dwojga!

Znajomość z Mansem rozkwita - i to nie tylko dzięki zwyczajnej, fizycznej ekscytacji którą czuję wobec jego osoby. Jest wyjątkowo inteligentnym mężczyzną, oczytanym i skromnym, bardzo wartościowym. Onieśmiela mnie swoją wiedzą i bezpośredniością – mówi mądrze, potrafi słuchać. Po prostu ideał.

Już pod koniec obiecanego obiadu (który de facto był bardzo przyjemnym doświadczeniem) umówiliśmy się na następną randkę. Zaproponował, że kolejne spotkanie mógłby zaaranżować w swoim mieszkaniu. Oczywiście przystałam na tą propozycję. Jak najszybciej chciałam zapomnieć o zawodzie miłosnym, który zafundował mi Bartek, a po którym, poza sporą dawką rozczarowań, pozostał mi mały, śliczny piesek. Mans jest zupełnym przeciwieństwem mężczyzn, których znałam do tej pory. Nie narzuca się nadmiernymi kontaktami i telefonami, cierpliwie dostosowuje swoje plany do moich skromnych zasobów czasowych. Zaczęliśmy dość odważnie... do dziś ta noc napawa mnie sporym zażenowaniem – to nie w moim stylu! Przecież nie jestem jakąś seksualną frustratką, która chce przespać się z każdym facetem wykazującym wobec niej jakiekolwiek przejawy sympatii. Zachowałam się koszmarnie, choć nic z tego nie pamiętam, a mimo to on nie przekreślił mnie na starcie, jako kandydatki na potencjalną drugą połówkę, kochankę, narzeczoną, przyjaciółkę... Cokolwiek może się z tego rozwinąć, naprawdę – chcę mieć go przy sobie. I nie zamierzam tego ukrywać, nawet jeśli niewiele o nim wiem.

Na romantyczny wieczór z Mansem przygotowywałam się z ekscytacją godną zakochanej 17-latki. Kolorowe motylki igrały mi w brzuchu, rozsiewając po całym moim ciele gamę nieopisanych doznań i nastoletniej radości. Korzystając z wolnego popołudnia, wyskoczyłam na drobne zakupy. Chciałam wyglądać absolutnie wyjątkowo i pięknie, by już samym spojrzeniem wzbudzać w nim zachwyt i apetyt na więcej. W tym celu udałam się do najlepszego sklepu z bielizną, wybierając na ten wieczór gustowny komplet, złożony z niebanalnego, śnieżnobiałego biustonosza, koronkowego pasa do pończoch, cieniutkich i lekkich jak powiew północnego wiatru stringów, delikatnych w dotyku pończoch, z zawiązanymi z tyłu kokardkami. Wszystkie detale i pomniejsze ozdoby przeszyte zostały błękitno-srebrną nicią i przybrane drobnymi kryształkami, przez co nawet w słabym świetle migotałam jak niewinna gwiazdka na wiosennym niebie. Pozostała jeszcze kwestia makijażu i reszty dodatków... Zażywając spokojnej kąpieli, wciąż obmyślałam plan swojej stylizacji. Między czasie puszczałam wodze fantazji, wyobrażając sobie możliwe scenariusze tego wieczora. Osuszając ciało ręcznikiem i wcierając w nie pachnący balsam, byłam pewna tylko jednego. Dzięki relacji z Mansem zapomniałam już o niedawno pozostawionych na moim sercu ranach i po prostu uczyłam się być szczęśliwą.

Ostateczny wybór padł na zwiewną, pastelową sukienkę w kolorze jagodowego koktajlu, pasujące szpilki i niezobowiązującą skórzaną kurtkę. Chcąc wyglądać jak najbardziej naturalnie, rozpuściłam włosy, delikatnie nacierając je jedwabiem, a usta musnęłam szminką w kolorze naturalnym. Nie sądziłam, że taki look odejmie mi lat. Dowożący mnie na miejsce spotkania taksówkarz przez cały czas myślał, że jestem licealistką! Nie zamierzałam wyprowadzać go z błędu. Pytania o moje plany po maturze były całkiem zabawne ;) Tak jak bym po raz drugi planowała swoje życie – na nowo.

Zapukałam. Drzwi bardzo szybko otworzyły się – najpierw moje nozdrza uderzył zapach świeżych perfum, o drzewno-leśnym aromacie, a potem świeżych ziół, aromatyzowanych oliw i pieczonej ryby. Dopiero potem z półmroku wyłonił się Mans – w gustownych spodniach, koszuli błękitnej jak jego oczy i... fartuszku! Uwierzcie mi na słowo, że 2-metrowy mężczyzna odziany w falbaniasty, różowy fartuszek wygląda nie tyle śmiesznie, co rozkosznie. Uśmiechając się, zaprosił mnie do środka.

Wewnątrz paliły się tylko świece na stole i małe lampeczki wbudowane w kuchenne meble. Dawało to efekt całkiem przyjemnego półmroku i intymnej atmosfery, której właśnie się spodziewałam. Mans na wstępie zaserwował mi kieliszek wspaniałego wina, a potem bardzo szybko podał przystawkę – krem z białych warzyw. Nie sądziłam, że z samej pietruszki i selera można przygotować takie cuda! Kolejny gwóźdź kolacji – danie główne – pieczony łosoś w świeżych ziołach i sałatka z owocami cytrusowymi. Palce lizać... Nie mogłam doczekać się deseru. Kiedy wreszcie na stół wjechał cudowny tort bezowy z owocami, wręcz nie mogłam ukryć swojego zachwytu! Teraz już wiem, co znaczy: trafić przez żołądek do serca...

Po udanej kolacji, Mans uruchomił swój sprzęt audio. Z głośników natychmiast popłynęła zmysłowa muzyka.
„Zatańczymy?” - zaproponował, wyciągając swoją dłoń ku mojej.
„Ale tak... sami? Tutaj?” - wyszeptałam zaskoczona.
„Masz coś przeciwko?”
Oczywiście, że nie miałam. Jednak stojąc przy nim nawet w szpilkach byłam zbyt niska.
„Powinnaś zdjąć te buty. Nie są Ci potrzebne.” - polecił rozważnie.
Zsunęłam je z siebie i odstawiłam na bok. Ponownie stojąc u jego boku, mogłam wtulić się głową w jego szeroki tors. A on, niczym romantyczny obrońca, oparł czule swój podbródek na czubku mojej głowy.
Bujaliśmy się w rytmie orleańskiego saksofonu, w milczeniu, wtuleni w siebie, delektujący się zapachami naszych ciał. Bardzo szybko poczułam, jak narasta we mnie podniecenie. Miałam nadzieję, że już niedługo będę mieć okazję do zaprezentowania się przed nim z innej, nieco bardziej świadomej strony.
Wtedy muzyka zmieniła się, na drapieżną i energetyczną. Mans szepnął do mojego ucha:
„Zdaje się, że nie mówiłem Ci tego... ale hobbystycznie param się tańcem klasycznym. Zapraszam do elektryzującego Tango Argentino.”
I nim zdążyłam zaprotestować, porwał mnie w wir tańca, zmuszając do poddania się jego zdecydowanemu prowadzeniu. I nie chodzi tu bynajmniej o lekkość, z jaką moje ciało poddawało się jego władzy, ale o napięcie, które wciąż przyciągało mnie jak magnes. Z każdą sekundą jego dłonie robiły się coraz bardziej zachłanne, błądząc po piersiach, wsuwając się pod cieniutki materiał sukienki. Pod palcami wyczuł elastyczne paseczki od pończoch, kokardki... i nagie pośladki. A ja poczułam, jak moje podbrzusze uciska ogromne wybrzuszenie na spodniach. Oboje nie potrafiliśmy ukryć fascynacji swoimi ciałami... Nie przerywając tanecznych kroków, Mans nachylił się ku mojej twarzy i odnalazł na niej rozwarte i chętne usta. Wpił się w ich miękkość z uwielbieniem i pasją, jednocześnie odszukując na moich plecach srebrny zamek sukienki. Sprawnym ruchem przeciągnął nim do samego końca. Drżącymi z podniecenia dłońmi zsunął sukienkę z moich ramion, aż opadła na podłogę... Jęknął na mój widok. Z trudem powstrzymywał się przed rzuceniem się na mnie z dzikością tygrysa. Nie było jednak potrzeby, by trzymał na wodzy swoje pragnienia, przynajmniej nie do tego stopnia. Postanowiłam ośmielić go nieco i dlatego z niewinnym uśmiechem na ustach zaczęłam rozpinać jego koszulę... guziczek po guziczku. Zamknął oczy. Chyba spodziewał się co nastąpi za moment. Po nagim torsie moje pocałunki posuwały się coraz bardziej w dół... Już poniżej pępka wstrząsnęły nim rozkoszne drżenia. Kiedy rozpinałam jego rozporek, klękając przed nim, przez chwilę chciał mnie powstrzymać. Ostatecznie jednak, zamiast odtrącić moją głowę, pozwolił mi zająć się jego męskością, układając jedynie dłonie na moich włosach. Uznałam to za znaczącą zachętę z jego strony. Wreszcie zsunęłam z niego bieliznę, a w kierunku mojej twarzy natychmiast wyprężył się prawdziwie potężny atrybut męskości. Ogarnęło mnie jednocześnie podniecenie i przerażenie, jednakże ze znaczącą przewagą tego pierwszego odczucia. Rozpoczęłam od delikatnego masażu jego jąder, podczas gdy ustami zaledwie muskałam obfity szczyt jego penisa. Zauważyłam też, że otworzył oczy i przyglądał się moim poczynaniom z zaciekawieniem, jak gdyby chciał mi powiedzieć: weź go wreszcie do ust, nie czekaj, skarbie. I nie czekałam. Z trudem zmieściłam niewiele ponad połowę jego objętości, a to i tak wystarczyło, by Mans ugiął kolana z narastającej w nim pasji i żądzy. Jak najłagodniej i najdelikatniej pieściłam go językiem i dłońmi, zaciskając tuż przy jego nasadzie rozkoszną pętelkę. Każde jej przesunięcie w górę i w dół dostarczało mu kolejnej dawki przyjemności. Wreszcie zdobył się na odwagę i przycisnął moją głowę do swojego krocza. Z trudem powstrzymywałam się przed zakrztuszeniem, lecz nie miałam serca, by odmówić mu przyjemności w zasmakowaniu głębokiego gardła. Zdaje się, że i jego zszokowała moja odporność. Wystarczyło tylko odnaleźć jego guziczek rozkoszy, profesjonalnie zwany prostatą, i kolistymi ruchami stymulować przez krótki moment. Kilka sekund później cały pokój wypełnił się zduszonym krzykiem ekstazy, a cała obfitość jego podniecenia wylądowała na moich piersiach i twarzy.
„Jesteś piękna...” - szepnął, gdy wreszcie był w stanie złapać oddech.
A potem… podał mi serwetkę ze stołu. I choć z makijażu niewiele już zostało, to miał racje – czułam się piękna i wyjątkowa. Właśnie dzięki niemu.

~Fantazyjna



środa, 22 kwietnia 2015

Nordycki spokój i polski temperament

Wirowałam na parkiecie, w rytmie klubowej muzyki. Sama. Z soczyście chłodnym drinkiem w dłoni. Pragnęłam zapomnieć o kolejnym zawodzie miłosnym, który spotkał mnie zaledwie kilka dni temu. Gdy zamykałam powieki podczas swobodnych obrotów, oczyma wyobraźni wciąż widziałam tą ohydną sytuację. Ona i Bartek, posiadający się nawzajem we wszystkich możliwych pozycjach... I ja, - ukryta za drzwiami garderoby. Szok i niedowierzanie. Ból i przejmujący żal do wszystkich mężczyzn na świecie, bez wyjątku. W tamtej chwili byłam pewna tylko jednego – albo każdy przedstawiciel męskiego gatunku to zwykła marionetka sterowana chwilowymi pobudkami seksualnymi, albo ja mam cholernego pecha i za każdym razem trafiam na nieodpowiednie przypadki. Nieodpowiednie... to zbyt mało powiedziane. To rasowi dranie, którzy sztukę igrania z kruchymi i wrażliwymi kobiecymi duszyczkami opanowali do perfekcji. Nigdy więcej takiego zaangażowania z mojej strony – szeptał mózg, upojony alkoholem. Lecz czy serce go posłucha? Ta para nie zawsze przemawia jednym głosem. Dysproporcje w ich zdaniach, co do podejmowanych przeze mnie decyzji, pojawiają się wyjątkowo często. Ale chyba na tym właśnie polega cały urok ich niespójnego działania.

Drink skończył się szybciej niż piosenka, a moja skołatana sfera emocjonalna domagała się kolejnej porcji znieczulenia. Postanowiłam więc udać się na miejsce przy barze, w celu zakosztowania nieco mocniejszych trunków.
„Podwójną szkocką z lodem” - rzuciłam w stronę barmana, który niespiesznie zrealizował moje zamówienie. Rzucając banknot na ladę, wzięłam dwa głębokie łyki alkoholu. Paliło jak diabli. Zakasłałam więc kilkukrotnie i otrząsnęłam się zniesmaczona, co wywołało rozbawienie stojących nieopodal jegomości. Ich miarowy rechot wypełnił całą przestrzeń dokoła mnie, a świat lekko zawirował. Oparłam się więc o marmurkowy blat, tuż nad szklanką i ukryłam twarz w dłoniach. Tkwiłam tak przez najbliższe kilka minut, zanim czyjaś dłoń nie ułożyła się gładko na moim przedramieniu. Uniosłam głowę i zobaczyłam przed sobą szczupłego blondyna o typowej, skandynawskiej urodzie. Zniewolił mnie swoją nieprzeciętną urodą, spokojem i oczami błękitnymi jak niebo nad norweskimi fiordami. Zamarzyłam, żeby tak zwyczajnie w nich utonąć.
„Dlaczego jesteś taka smutna?” - zapytał łamaną polszczyzną. Dostrzegając stopień mojej konsternacji, łagodnie pogładził mnie po policzku, czym wcale nie dodał mi otuchy. Czułam się jeszcze bardziej onieśmielona, niż kilka sekund wstecz. Mając jednak na uwadze poprzednie przykre wypadki, odsunęłam się nieco od jego dotyku. Zauważył to i natychmiast cofnął rękę.
„Nie czuję się dobrze...” - wyjąkałam - „Muszę wyjść na zewnątrz.”
Niestety, zsuwając się z krzesła niefortunnie podwinęła mi się noga. Upadłam, zanim nieznajomy w ogóle zdążył zareagować. Wprawdzie nic poważnego mi się nie stało, ale mężczyzna natychmiast uniósł mnie na rękach i wyniósł z zatłoczonego klubu na świeże powietrze. Był silny i bardzo wysoki, więc dźwiganie mojego ciała nie sprawiało mu problemu. Jak przez mgłę pamiętam moment, gdy przeniósł mnie przez próg jakiegoś mieszkania i ułożył na miękkim łóżku. A potem... potem już tylko czarna dziura w zapisie wydarzeń poprzedniej nocy.

Rankiem obudziłam się z potężnym kacem. Moja głowa pękała w szwach, a usta domagały się chłodnego łyku wody. Sięgając jednak na szafkę obok łóżka i nie odnajdując tam butelki z wodą mineralną, zorientowałam się, że przecież nie jestem u siebie! I wtedy ogarnęła mnie panika. Jak oparzona wyskoczyłam spod miękkiej kołderki. Zauważyłam też, że nie mam na sobie ubrań, lecz tylko męską, seksownie pachnącą koszulę. A pod nią byłam zupełnie naga... Postanowiłam zachować zimną krew i dowiedzieć się, co stało się tamtej nocy. Otworzyłam więc drzwi od sypialni, przechodząc do obszernego, jasnego salonu, połączonego z aneksem kuchennym. Właśnie tam krzątał się chłopak, którego imienia nawet nie znałam. Z pełnym zaangażowaniem przygotowywał klasyczne angielskie śniadanie, którego aromat z pewnością normalnie zachwyciłby mój zmysł węchu... wówczas jednak przyprawiał mnie o lekkie mdłości. Stałam tak zupełnie skołowana, nie mając pojęcia w jaki sposób znalazłam się w takim położeniu. Mężczyzna podniósł swoje błękitne oczy, oderwał się od patelni i uśmiechnął się szeroko, prezentując rządek idealnie białych i równych zębów.
„Jak Ci się spało?” - zagaił. - ”Mam nadzieję, że nieco wróciłaś już do siebie.”
Podszedł i ucałował moje czoło, a potem czule przyciągnął do siebie. Prawą dłonią pogładził wybrzuszające się przez materiał koszuli sutki, a lewą nasunął delikatnie na nagi pośladek. Było to jednocześnie przyjemne... i niezwykle krępujące. Nie zwracając uwagi na skwierczący na patelni olej, delikatnie całował moją szyję, obniżając się nieco do poziomu moich piersi. Luzując kolejny od góry guziczek, uwolnił je spod okowów materiału, aby nacieszyć się ich widokiem i posmakować ich gładkości, za pomocą ciepłego języczka. Zawstydzona delikatnie odsunęłam się, zakrywając szczelnie półnagi dekolt.
„Kto by pomyślał, że jesteś taka nieśmiała...” - zaśmiał się lubieżnie, ponownie przyciągając do swojego postawnego ciała. Na dalsze formy ucieczki zwyczajnie nie miałam szans.
„Skąd się tu wzięłam? I dlaczego właściwie jestem naga?”
„Dlaczego, pytasz?” - moja niewiedza wyraźnie go zaskoczyła.
„Przecież sama się rozebrałaś. To znaczy, wcześniej poprosiłaś mnie, abym zabrał Cię do domu. Nie znałem Twojego adresu... więc sama rozumiesz. Położyłem Cię do łóżka w sypialni i sam chciałem spać w salonie, ale nim wyszedłem poprosiłaś mnie o coś do picia. A kiedy wróciłem do pokoju...”
W tym momencie jego głos nieco się załamywał.
„Leżałaś naga, zupełnie naga i opętana jakimś seksualnym szałem. Chyba robiłaś sobie dobrze, bo strasznie głośno jęczałaś...”
Zapadła cisza. Myślałam, że spalę się ze wstydu.
„Chciałem Cię uspokoić i ułożyć do snu... ale przecież jestem tylko samotnym facetem... a Ty rzuciłaś się na mnie... rozpięłaś rozporek i...”
„Powiedz wprost. Spaliśmy ze sobą?”
„Niezupełnie. Już prawie się do mnie dobrałaś, gdy dotarło do mnie, że przecież na trzeźwo na pewno nie zgodziłabyś się na seks z nieznajomym.”
Ulżyło mi.
„Nie mogłem jednak okiełznać szalejącego w Twoim ciele potwora i dlatego, zamiast uspokoić, postanowiłem Cię zaspokoić. Wsunąłem więc swoje paluszki tam, gdzie już byłaś bardzo wilgotna. Od razu znalazłem ten punkcik i stymulowałem go na setki różnych sposobów... Rany, nie jestem w stanie zliczyć ile razy doszłaś, zanim emocje w Tobie opadły i ułożyłaś się do snu.”
I znów pąsowy rumieniec zakłopotania wpełznął na moje policzki.
„Dziękuję, że nie wykorzystałeś okazji...”
„Drobiazg...” - szepnął.
„Czy mogę Ci się za to... i za opiekę jakoś odwdzięczyć?”
Zastanowił się przez chwilę.
„Myślę, że wieczorny obiad będzie OK.”

No to jesteśmy umówieni, Mans. Swoją drogą – ciekawe nosisz imię. I Ty sam jesteś ciekawy...


~Fantazyjna.


sobota, 18 kwietnia 2015

Spełniona obietnica, spełniona kobieta

„Czyż nie jest śliczny?”
„Tak! Jest cudowny! Taki malutki i słodki jak cukierek!”
„Jakie nosi imię?”
„Miki”
„Och! Zazdroszczę Ci, że go znalazłaś.” - oto jak koleżanki z pracy przyjęły wiadomość o moim nowym nabytku. Właściwie całe biuro żyło dziś akcją ratunkową w moim wykonaniu, chwaląc mnie za odwagę i chęć niesienia pomocy bezbronnym istotkom. Ze względów oczywistych pominęłam tę bardziej istotną dla mnie część wydarzeń, ale i bez kontekstu erotycznego cała historia zyskiwała na rozgłosie. Po pracy, jeszcze przed głównym wyjściem zagadnął mnie szef. Elegancki, szarmancki, z każdym dniem coraz przystojniejszy.
„Słyszałem, że przygarnęłaś małego Yorka. Nie wiedziałem, że lubisz zwierzęta.”
„Jeszcze dużo rzeczy o mnie nie wiesz...” - szepnęłam zalotnie w jego stronę. Zauważając jego skrępowaną minę, dodałam małe wyjaśnienie:
„Zawsze kochałam psy. Myślałam nawet o kupnie szczeniaczka jakiś czas temu i szukałam odpowiedniego dla siebie. Widać, że sytuacja się odwróciła i to on mnie znalazł.”
Szef uśmiechnął się pod nosem, otwierając mi drzwi. Kątem oka dostrzegłam, jak wodzi wzrokiem po mojej pupie.
„Może podwiozę Cię do domu? Będę jechał w tamtym kierunku, więc jeśli masz ochotę...” - zaproponował nieśmiało.
„Jasne! Dziękuję. Zawsze to lepsza alternatywa od podróży zatłoczonym autobusem miejskim.” - odparłam zadowolona.
„Cóż, chyba czas pomyśleć o samochodzie służbowym dla Ciebie. Myślę, że zasługujesz nie tylko na awans, ale i wiele większych udogodnień...” - wyszeptał tuż obok mnie, otwierając mi drzwi do swojego Porsche. - „Jesteś mi bardzo potrzebna.”

Szok i niedowierzanie. Czyż może zdarzyć się coś lepszego od takiej pochwały i zapowiedzi awansu? A jednak – może. Podjeżdżając na parking nieopodal mojego mieszkania, drogę gwałtownie zajechał nam czerwony mustang, którego właściciela zdążyłam już poznać. Serce zabiło mi jak oszalałe. Oby tylko nie doszło do starcia między nimi. Niestety...
„Pan wybaczy – krzyknął przez odsuniętą szybę do właśnie wysiadającego Bartka – ale właśnie bezczelnie zablokował mi Pan wyjazd  tej strony. To zupełny brak kultury.”
Zmroziło mi krew w żyłach.
„Ależ absolutnie. Mam prawo tutaj stać. To miejsce parkingowe jak każde inne. Nich Pan nie będzie takim frustratem.” - odparł drwiąco Bartek. I wtedy zauważył mnie, siedzącą w samochodzie szefa. Nie wyglądał na zadowolonego, jednak zachował resztki przyzwoitości i nie zdradził faktu istnienia między nami jakiejkolwiek zażyłości. Podziękowałam szefowi za podwiezienie, a ten odjechał z parkingu z piskiem opon. Musiał być koszmarnie wściekły. Jestem jednak prawie pewna, że widział, jak Bartek pocałował mnie na powitanie i szybko zaciągnął w stronę mieszkania. Jaka była prawda, nie dowiem się pewnie nigdy. Chociaż...

„Kto to był? Ten facet, który podrzucił Cię z pracy?” - zagadnął mnie, gdy leżąc wygodnie z drzemiącym pomiędzy nami Mikim popijaliśmy wspaniałe różowe wino.
„To mój szef. Ale nie musisz być o niego zazdrosny. Nic mnie z nim nie łączy.” - dodałam na wszelki wypadek.
Uśmiechnął się łagodnie, przeczesując palcami moje włosy.
„Jestem zaskoczona, że jeszcze dziś przyjechałeś. Nie myślałam, że zobaczę Cię tak szybko.” - przyznałam po dłuższej chwili milczenia.
„Przecież obiecałem... Obiecałem, że to nie będzie koniec.”
„Więc to tylko początek.”
„Mam nadzieję. Ale najwięcej zależy od Ciebie...”
Teraz to ja spuściłam oczy po sobie, czując obezwładniające mnie zawstydzenie. Wtedy Bartek uniósł mój podbródek i ponownie spojrzał na mnie tak głęboko, że jego wzrok dotarł we mnie tam, gdzie byłam już naprawdę wilgotna.
„Nie potrafię tego powstrzymać, co dzieje się w mojej głowie. Cały czas myślę o Twoim ciele i nadal mam ochotę...
„Gdzie jest Miki?” - nagle zdałam sobie sprawę z nieobecności mojego pupila – „Miki!”
Wtedy spod łóżka wybiegł zadowolony piesek, trzymający w  pyszczku małe plastikowe opakowanie. Aż zastygłam w bezruchu widząc, jak Bartek spogląda na pudełko, a potem na mnie, z coraz to większym niedowierzaniem... Elastyczny wibrator analny. Jeszcze nie odpakowany. Co za historia...
„Hej, Mała! Nie wiedziałem, że lubisz takie zabaweczki!” - zaśmiał się serdecznie.
„Ja … tylko... to znaczy...” - jąkałam się czerwona jak dorodne jabłuszko w sadzie.
„Skarbie! Nie musisz mi się tłumaczyć. Ale to miłe z Twojej strony, że zostawiłaś testowanie tego cudeńka właśnie dla mnie...”
I nim zdążyłam wytłumaczyć swoje pozorne zamiłowanie do zabawkowych dewiacji, Bartek z rozbawieniem wydobył jego zawartość, a potem wyciągnął kieliszek z mojej dłoni i odłożył do na bok. Ponownie przyciągnął mnie do siebie, a że byliśmy już w samej bieliźnie, to nie trudno było zauważyć jego potężną erekcję pod bokserkami.
„No dalej, wiesz co robić...”
Oczywiście, byłam w pełni świadoma, czego potrzeba przystojniakowi takiemu jak on. Zsunęłam więc tylko elastyczną bieliznę i uwolniłam jego męskość z okowów materiału. Wyczuwając bliską obecność kobiecych ust, zdawało się, że urósł jeszcze bardziej. Zapominając już o ówczesnej kompromitacji, zajęłam się pieszczotami jego najbardziej wrażliwych okolic. Początkowo tylko muskałam ustami sam delikatny czubek, aby potem wprowadzić go głęboko i wąsko, aż po same migdałki, łagodnie ssąc i obejmując językiem. Klęcząc przede mną na łóżku, wyciągnął dłonie przed siebie i powoli odchylił sznureczek moich stringów, masując pełen owal pośladków. Jego palce bardzo szybko zawędrowały wtedy w okolice mojej drugiej szczelinki. Nie przejęłam się tym i z pasją kontynuowałam oralne pieszczoty mojego kochanka. Nagle coś wilgotnego i chłodnego wsunęło się między moje pośladki! Nim zdążyłam jednak zaprotestować, obezwładniły mnie absolutnie doskonałe wibracje, które tylko wzmogły mój apetyt na więcej. Podwójna rozkosz? Czemu nie... Wygięłam się jak kotka, mrucząco zachęcając partnera do odkrycia tajników wolnej i bardzo już spragnionej dziurki. Nie musiałam czekać zbyt długo. Wystarczyło kilka chwil, aby zaatakował mnie od tyłu i nacierając z pełnym impetem wypełnił mnie aż po brzegi. Fala rozkoszy przelała się przez nasze ciała, odbierając nam dar trzeźwego myślenia. Teraz liczyła się dla nas tylko ta chwila i ten moment, gdy on, tak łagodnie i spokojnie przesuwał się w moim ciele, odczuwając także wibracje, którymi rozmyślny gadżet raczył wnętrze mojej drugiej szczelinki. Bartek jeszcze w połowie się nie rozgrzał, kiedy ja szczytowałam po raz pierwszy, krzycząc i wijąc się pod ciężarem jego ciała. Nie zamierzał ustąpić nawet na sekundę, pragnąc czerpać ze mnie każdą intensywną impulsację pobudzonych przez orgazm mięśni. Kolejna dawka rozkoszy znów narastała w szaleńczym tempie, nie pozwalając mi oddychać i krzyczeć. Jedynie pojedyncze półsłówka mogły wydobywać się z mojego gardła. Bartek oddychał coraz szybciej i szybciej, a ułożonymi na biodrach dłońmi przyciągał mnie co raz szybciej ku sobie. Od czasu do czasu badał palcami moje sterczące sutki lub też przesuwał się niżej, drażniąc opuszkami chętną do zabawy łechtaczkę. Kolejny orgazm wstrząsnął moim ciałem, nad którym praktycznie nie miałam już władzy. Opadłam bezładnie na miękką pościel, pozwalając mu w pośpiechu opuścić moje ciało. Prawą ręką odsłonił moje długie włosy i natychmiast sam dostąpił niebagatelnej ekstazy. Nektar jego rozkoszy obficie zrosił moje pośladki, plecy i uda, spływając perlistymi kropelkami po napiętej skórze, wprost na śnieżnobiałe prześcieradło.

Tej całej scenie przyglądał się Miki, przechylając swoją mądrą główkę na bok. Nie przeszkadzał, nie podchodził, pozwalając nam nacieszyć się w pełni swoją obecnością. Zupełnie jak gdyby cieszył się z takiego obrotu sprawy... Mądry piesek.


~Fantazyjna


środa, 15 kwietnia 2015

Przygarnij mnie...

Zamykam oczy i jestem dokładnie tam, gdzie zechcę. Siła mojej wyobraźni niesie w najdalsze zakątki męskich umysłów, które z taką pieczołowitością staram się poznać i zrozumieć. Mówią, że to kobieta zmienną jest, skomplikowaną jest i niemożliwą do pojęcia. Nonsens! Matka natura ukształtowała nas na obraz kwiatu – delikatne, pachnące i piękne – kwitnącego na dorodnej jabłoni lub śmiertelnie trującej krzewince pokrzyku. Pragniemy tylko ciepła (słońca), miłości (wody) i bezpieczeństwa (powietrza), by przeżyć. Tylko od dbających o nas mężczyzn zależy, czy z kwiatu wyrośnie mięsisty owoc, czy zdradliwie słodka jagoda.

O podobieństwie kobiet i kwiatów można by rozważać jeszcze przez długi czas, zwłaszcza, gdy rozkoszuje się widokiem kwitnących na biało – różowo drzewek owocowych w niedaleko położonym parku. Siedziałam na ławeczce i rozkoszowałam się docierającymi do mnie złocistymi promieniami słońca i lekkimi podmuchami przyjemnie chłodnego wiatru, gdy nagle coś ciepłego, małego i wilgotnego przyssało się do mojej kostki. Zszokowana zdjęłam okulary przeciwsłoneczne i spojrzałam w dół. Tuż przy mojej nodze kręcił się maleńki Yorkshire terrier. Nie jestem znawczynią w tym temacie, ale piesek nie mógł mieć więcej niż pół roku. Odruchowo rozejrzałam się za nadchodzącym właścicielem tego maleństwa, ale z przykrością stwierdziłam, że z żadnej strony nie nadchodzi zainteresowany nim człowieczek. Wtedy również zdałam sobie sprawę, że zwierzak nie ma obroży, a jego sierść jest mocno brudna i posklejana w ciemne strąki. Innymi słowy, wszystkie okoliczności wskazywały na to, że ta bezbronna istotka była porzucona, bezpańska – nie miała nikogo, kto zaopiekowałby się nią w należyty sposób. Pierwsza myśl – telefon do schroniska. Nie zrobiłam tego jednak, zdając sobie sprawę, że w takich ośrodkach w ogóle nie dba się o szczęście psów, a jedynie w większym lub mniejszym stopniu umożliwia się im przeżycie. Dlatego postanowiłam, że zabiorę go do domu, a potem dam ogłoszenie w internecie. Być może jest kradziony? A jeśli ktoś go rozpozna? Nigdy nie wiadomo... Schyliłam się więc do zwierzaka zabawiającego się obcasami moich szpilek i podjęłam próbę pochwycenia go dłońmi. Niestety, spłoszony zbyt gwałtownymi ruchami dał susa w okoliczne krzaki i ani myślał z nich wychodzić. Niewiele myśląc wskoczyłam za nim w gęste zarośla, targając przy tym pończochy i brudząc krystalicznie białą. Moje zmagania z żywiołem parkowej roślinności nie uszły uwadze przechodzącego obok eleganckiego mężczyzny w okularach. Nie mógł mieć więcej niż trzydzieści lat. Ubrany był w materiałowe, dobrze skrojone spodnie, kraciastą koszulę i dopasowaną marynarkę. Największe wrażenie robiła jednak jego perfekcyjna, wymuskana fryzura. „Fryzjer lub stylista” - pomyślałam na jego widok i jak się później okazało – miałam słuszną rację w swoich podejrzeniach.
„Hej! Coś się stało?” - zawołał wyraźnie przejęty moim stanem. Musiałam wyglądać tragicznie z fragmentami gałązek we włosach. Poczułam, jak wstydliwy rumieniec powoli rozlewa się na moich policzkach. Drżącym z przejęcia głosem nakreśliłam mu całą sytuację, a on wysłuchał jej z uwagą. Niewiele myśląc, zrzucił z siebie marynarkę i sam zanurkował w gęstwinie. Po chwili wyszedł z niej umorusany i potargany nie mniej niż ja, choć jego trud widocznie się opłacił – w dłoniach trzymał drżącego z przerażenia pieska.
„Jedziemy do mnie!” - zarządził - „Mój ojciec jest weterynarzem. Obejrzy go i zaszczepi, nie mówiąc już o profilaktycznym odwszeniu i odrobaczeniu. Nie wiadomo ile czasu tu spędził.”
Posłusznie zabrałam swoją torebkę i jego marynarkę, pędząc w pośpiechu, by dotrzymać mu kroku. Nie ukrywałam, że podobała mi się jego troska i chęć pomocy. Jak dobrze, że na niego trafiłam.

Okazało się, że jego samochód zaparkowany był całkiem niedaleko. Pędząc z prędkością światła wyjechaliśmy poza obręb miasta, docierając wreszcie do olbrzymiej posiadłości, w której, jak wytłumaczył, mieszka cała jego liczna rodzina. Do niego należało poddasze z całkiem pokaźnym tarasem. Ojciec Bartka na nasz widok zaśmiał się serdecznie i zaciekawieniem wysłuchał całej mojej historii.
„Słuchajcie – wykąpię go i lekko przystrzygę mu włosy. Potem, oczywiście, wszystkie standardowe  procedury i niezbędne szczepienia. Trzeba założyć mu odpowiednią dokumentację. Możecie odebrać go za godzinę.” - powiedział starszy pan, przejmując drżącego z przerażenia zwierzaczka na swoje ręce. Po chwili również dodał:
„Synu, zaproś Panią do siebie na górę. Zdaje się, że oboje potrzebujecie kąpieli.”

Zgodnie z wolą pana domu, Bartek zaprosił mnie do swojego olbrzymiego pokoju, który raczej przypominał ekskluzywną kawalerkę o całkiem pokaźnym metrażu.
„Usiądź, proszę” - wskazał mi miejsce na kanapie. - „Poczęstuję Cię czymś do picia, a potem, jeśli oczywiście masz na to ochotę, możesz skorzystać z prysznica.”
„Z chęcią.” - zaśmiałam się. - „Zdaje się, że nie wyglądam teraz najkorzystniej z błotem we włosach.”
„Mogę być szczery?” - zapytał rozbawionym tonem?
„Jasne!”
„Najchętniej widziałbym Cię tylko w nim...”
Ze zdziwienia aż otworzyłam usta. Nie zamierzał zmarnować tej okazji. Niespodziewanie doskoczył do mnie i z impetem wpił się w moje usta, wypełniając je namiętną grą ciepłego i wilgotnego języka. Nie oponowałam, gdy powoli pozbawiał mnie poplamionej koszuli i szarej spódniczki, rozszarpując mocno zniszczone pończochy na mojej drżącej z podniecenia skórze. Nie potrafiłam powstrzymać w sobie tej pokusy, by oddać mu się bez reszty i z nieskrywaną przyjemnością chłonąć delikatne i ciepłe pocałunki, którymi obsypywał moje ciało. Był ostrożny i cierpliwy. Z uwagą badał każdą moją reakcję, pragnąc jak najlepiej dopasować się do czułej mapy erogennej mojego ciała. Tak rozgrzaną i gotową na więcej, przeniósł na rękach, niczym trochę większego, lecz bardziej oddanego i radosnego psiaka, do całkiem obszernej kabiny prysznicowej. Wciąż nie przerywając kaskady pieszczot i śmiałych dotyków, zrzucaliśmy z siebie ubrania, pospiesznie odkręcając kurek z wodą. Natychmiast spłynął na nas strumień lodowatych kropli, które stopniowo rozgrzewały się, podobnie jak atmosfera między nami. Tonąc w przyjemnym wodospadzie, przelewającym się nad nami, delikatnie scałował moje sterczące sutki, dłonią wędrując pomiędzy uda. Jego zwinne paluszki natychmiast wślizgnęły się pomiędzy pulchne i wilgotne wargi, docierając dokładnie w sekretny punkcik kobiecej rozkoszy. Oparłam głowę o chłodne jeszcze płytki, pozwalając mu smakować mojego ciała na wszelkie możliwe sposoby. Podobnie, jak ciepłe krople na mojej skórze, jego usta wędrowały coraz niżej, aby wreszcie dotrzeć do mojego drżącego i ciepłego łona.
„Smakujesz wyjątkowo... Jak kwiaty wiśni...” - wyszeptał w strugach wody, jednocześnie rozszerzając moje uda dłońmi. Nie tracąc już ani sekundy na dalsze komplementy, znów zanurkował we mnie – tym razem swoim języczkiem. To wyzwoliło we mnie kolejną dawkę nieopisanej przyjemności. Z każdym łagodnym przesunięciem się jego ust po mojej łechtaczce, wydawałam z siebie cichy jęk, który (na szczęście) zagłuszał szum spadających kropli. Chwyciłam jego głowę, wplatając palce we włosy i przyciskając jego czoło do mojego podbrzusza dałam mu sekretny znak  tym, jak blisko jestem rozkoszy. Nie przestawał, wręcz pieścił mocniej i z większym zdecydowaniem. Swoje dłonie zacisnął na pośladkach, masując ich gładki i przyjemny w dotyku owal. Jak tykająca bomba, odliczałam sekundy do wybuchu w moim ciele tej fali przyjemności, która przeniesie mnie z powrotem do parku pełnego kwiatów, do kobiecego Edenu...
Nagle podniósł się, stanął na wprost mnie i ponownie pocałował, a jego ręka znów powędrowała w czułą strefę moich kobiecych skarbów. Patrzył mi prosto w oczy, podniecony do granic możliwości, oczekując na napierające na mnie uczucie nadchodzącego orgazmu. Odzyskując resztki świadomości, nim jeszcze fala orgazmu przelała się przez moje ciało, chwyciłam ręką jego sztywną męskość.... Ścisnęłam ją mocno, zamykając oczy i pozwalając, aby pełen wymiar rozkoszy tak po prostu ogarnął całą moją duszę...

Nim jeszcze mój oddech powrócił do normy, seksowny i nagi Bartek szepnął do mojego ucha:
„Dokończymy to innym razem... Nie miej mi tego za złe, Skarbie. Muszę wracać do pracy.”
„A co z pieskiem?”
„Podrzucę Was do domu. Przy okazji dowiem się, gdzie znajdę Cię kolejnym razem.”
„Wolisz od razu mój adres, zamiast numeru telefonu?”
„Śliczna, z Twoich numerów interesuje mnie jedynie szybki numerek.”
Śmiejąc się i snując sugestywne żarty – w takiej atmosferze dokończyliśmy wspólny prysznic.

~Fantazyjna




sobota, 11 kwietnia 2015

W podróży pełnej uniesień

Wracałam ze świątecznego urlopu pociągiem, a czas dłużył się mi niemiłosiernie. Wpatrywałam się w przemijający za oknem horyzont i słońce, które leniwie przedzierało się przez poranne chmury. Każdą myśl pojawiającą się w mojej głowie dusiłam już w zarodku, bowiem stan, który w tamtym momencie napawał mnie największą radością egzystencji, złożony był w większości z absolutnej pustki w głowie, ciszy i aromatu kawy w plastikowym kubeczku „na wynos”. Niebo tak cudownie czerwieniło się, jak moje rumiane od chłodu policzki. Jeszcze nie zdążyłam się ogrzać, jeszcze przemierzałam znajome mi od dzieciństwa tereny, coraz bardziej oddalając się jednak od rodzinnego domu. Tyle wspomnień i tyle przyjemnych chwil... Na całe życie. Na zawsze.

„Czy mógłbym się dosiąść?” - do mojego przedziału zajrzał elegancki mężczyzna w wieku około 45 lat. Uśmiechnął się na widok mojego osłupienia, spowodowanego nagłym wyrwaniem mózgu ze stanu umysłowej bezczynności. W porę jednak zreflektowałam się i odparłam:
„Bardzo proszę, zapraszam”.
Zajął miejsce dokładnie obok mnie. Nie wyciągnął gazety lub telefonu, jak zwykła robić to większość nieznajomych, przymuszonych do przebywania w tak małym pomieszczeniu przez dłuższy czas, tylko przyglądał się uważnie. Ze spokojem wydobył z kieszeni pakiet zagranicznych papierosów.
„Zapali Pani?” - zaproponował, wyciągając w moją stronę metalową, staromodną papierośnicę wypełnioną czarnymi rosyjskimi Sobranie. Nie jestem osobą palącą. Sięgnięcie po papierosa zdarza mi się w dwóch sytuacjach – kiedy jestem bardzo zdenerwowana lub w celach towarzyskich. Tego poranka, o 5.50 nie miałam powodu do stresu, jednak drugi warunek został jak najbardziej spełniony. Niepewnie sięgnęłam po papierosa i podziękowałam skinieniem głowy za podłożony mi ogień z grawerowanej, srebrnej zapalniczki. Zaciągając się kojącym dymem dostrzegłam, że tuż obok mnie siedzi nie byle kto... wyglądał mi raczej na człowieka sukcesu, bogacza, który częściej widuje luksusowe wnętrze swojego helikoptera niż stary, polski pociąg. Ubrany był modnie, elegancko i nietuzinkowo. Na jego nadgarstku błyszczał rasowy Breitling, a z szyi uwalniała się ostra i zdecydowana woń perfum. Paryski styl, klasyczna elegancja. Jego twarz była już nieco osnuta woalem pierwszych zmarszczek, jednak były to mądre wgłębienia i bruzdy, dodające mu tylko stosownego charakteru. Miał zarost, dość długi i obfity, a długie do ramion włosy spięte w elegancki kucyk. Pomimo iż nie gustuję w tak hojnie owłosionych mężczyznach, ten wydał mi się nad wyraz atrakcyjny.
„Dokąd Pani zmierza?” - zapytał lekko zachrypniętym głosem, wypuszczając dym bokiem ust.
„Do końca trasy. A Pan? - odparłam krótko, odwracając pytanie w jego stronę.
„Również...”
Przez chwilę znów zapadła wymowna cisza. Gasząc papierosa w popielniczce, ponownie skierował na mnie wzrok, który tym razem stał się wyczuwalnie bardziej przenikliwy.
„Proszę wybaczyć mi tą sugestię, ale przypomina mi Pani moją byłą narzeczoną...”
„Bardzo mi przykro... Co się stało?”
„20 lat temu, w dzień naszego ślubu... zaginęła. Ostatni ze świadków widział ją w pociągu, kursującym właśnie tą trasą, o tej samej godzinie. Więc kiedy zobaczyłem Panią... Rozumie Pani – wspomnienia odżyły. Jest Pani taka podobna do mojej Marii...” Właśnie wtedy po raz pierwszy musnął wierzchem dłoni skórę na mojej twarzy. Na pewno zauważył dreszcze przeszywające moją skórę. Pociąg świszczał i przyspieszał, podobnie jak mój oddech, gdy jego wypielęgnowana dłoń wsuwała się pod cienki materiał spódnicy i wędrowała łagodnie pomiędzy uda.
„Wybacz... nie mogę się powstrzymać...” - szeptał drżącym głosem do mojego ucha. - „Tak bardzo tęskniłem za Tobą, moja Mario...”
Ten mężczyzna jednocześnie przerażał mnie i podniecał. Tonęłam w jego uroku i rozpływałam się pod natłokiem jego śmiałych poczynań. Nawet jeśli nie byłam jego Marią, to chciałam nią zostać, choćby na ten jeden moment, gdy spod eleganckich spodni przedzierała się potężna erekcja. Doskonale zdawałam sobie sprawę z możliwych konsekwencji takiego skoku w bok... Ale jestem tylko Ewą, przed którą postawiono soczyste i jędrne jabłuszko. Głód jego soczystości narastał z każdym przebytym kilometrem. Teraz, gdy jego palce wpełzały pewnie do mojego wnętrza, nie mogłam powstrzymać tej nieodpartej chęci sięgnięcia do jego rozporka i posmakowania jego dojrzałych atrybutów. Z niewielką pomocą eleganckiego pana, wydobyłam spod osłony bielizny dorodny klejnot męskości i powoli zanurzyłam go w ustach, muskając ciepłymi wargami sam jego czubek. Pojękiwał i kręcił się niespokojnie, dając mi do zrozumienia, że im głębiej zawędruje we wnętrzu moich ust, tym silniejsze będą jego doznania. „Co robisz, przestań...”... Mój mózg wciąż wykrzykiwał do mnie setki karcących uwag, które w tamtym momencie zagłuszały ciche jęki mężczyzny. Chęć sprawienia mu rozkoszy górowała wtedy nad każdym innym uczuciem. Nie miałam innego wyjścia, jak tylko wziąć go głęboko, aż do samego gardła. Nie pośpieszał mnie ani nie przymuszał. Ufnie odchylił głowę ku tyłowi, pozwalając mi w dowolny sposób bawić się z jego ciałem. Ciepłym języczkiem wciąż wędrowałam po całej męskości, a moje dłonie spokojnie masowały naprężoną i gładką jak jedwab mosznę. Nawet z tej perspektywy obserwowałam jego doskonałe oblicze – on, gdy tylko dostrzegał moje wzniesione ku górze oczy, natychmiast opadał na oparcie fotela, obezwładniony własnymi wyobrażeniami i fantazjami. Mogłabym w ten sposób bardzo szybko ulżyć jego pożądaniu, jednak sama również pragnęłam spełnienia. Dosiadłam go więc zdecydowanie i szybko, czego zupełnie się nie spodziewał. Doskonale wypełnił moje wilgotne  i ciasne wnętrze, układając ciasno obie dłonie na półnagich pośladkach. Unosił je wraz ze mną i ponownie wbijał się we mnie, wyzwalając w naszych ciałach miliony rozkosznych drżeń. Byłam jego i tylko jego, a on był mój i tylko mój. Kochaliśmy się powoli i namiętnie, nie oszczędzając sobie długich pocałunków i dotyku rozbieganych dłoni. Wiedzieliśmy, że za moment ogarnie nas doskonała rozkosz, która przeniesie nasze dusze w zupełnie inny wymiar, poza granice ciasnego przedziału pociągu...

„Halo! Proszę Pani! Ma Pani ten bilet, czy nie?”
Ze snu wyrwał mnie głos kontrolera w granatowym uniformie. W niczym nie przypominał on przystojnego bogacza, z którym jeszcze chwilę temu przeżywałam minuty pełne uniesień. Wyciągnęłam bilet z torebki i udowodniłam legalność mojego przejazdu. Mężczyzna pożyczył mi szczęśliwej podróży i wyszedł. Odetchnęłam z ulgą.
„Dzień dobry. Czy można się dosiąść?”
To był ON! Naprawdę ON!
Z przyjemnością zaprosiłam go do mojego ciasnego, lecz przytulnego przedziału...


Fantazyjna


środa, 8 kwietnia 2015

Ten pierwszy raz

Świąteczny urlop. Jakiż to piękny czas! Na dworze już dawno zrobiło się zielono, drzewa kwitną i pachnie wiosną. Moja mama z uwagą pichci coś w zaciszu swojej kuchni, a tata leniwie rozwiązuje krzyżówki przed telewizorem, rozsiadając się wygodnie na swoim ulubionym fotelu. Wszystko było takie, jak dawniej. Niewiele zmieniło się w moim domu od czasu, kiedy wyjechałam na studia, a później do pracy. Z biegiem czasu, każdy powrót w rodzinne strony stał się dla mnie przyjemną odskocznią od przytłaczającej codzienności. Przekraczając próg swojego dziewczęcego pokoju na poddaszu, z białymi mebelkami i różowymi kwiatami na suficie, znów czułam się jak niesforna nastolatka – niedorosła dziewczynka, pełna energii i miłości do życia. Przez spore okno balkonowe zawsze wpadało wiele promieni słonecznych, które odbijały się od drobnych kryształków żyrandola, rozszczepiając się na całą gamę tęczowych smug szczęścia i uśmiechu. Tym razem słońca było niewiele, jednak wystarczająco, aby poczuć nadzwyczajną magię tego miejsca. Nie znajdując lepszego zajęcia w to leniwe popołudnie postanowiłam poprzeglądać swoje dawne skarby, fragmenty historii mojego życia zamknięte w tekturowych pudełkach i albumach ze zdjęciami. Odkrywając wieczka kolejnych pojemników coraz bardziej angażowałam swoją wyobraźnię i aktywowałam zakurzone zakątki mojej pamięci. Wreszcie dotarłam do najbliższego sercu pudełka... jego zawartość była dość skromna: kilka szyszek, garść piasku w plastikowej buteleczce z korkiem, kilka małych, ukruszonych muszelek, harcerski krzyżyk, czerwona chusta... i tylko kilka zdjęć! Dotykając ich gładkiego nadruku, lekko wyblakłych „autografów”, którymi wypełnione były ich białe strony, przypominałam sobie każdą sekundę spędzoną na młodzieżowym obozie harcerskim...

Miałam wtedy 16 lat, mnóstwo energii, wdzięku i głowę pełną pomysłów. Mianowano mnie zastępową i jako jedna z najstarszych dziewczynek miałam odpowiedzialne zadanie – wraz z druhną Karoliną, która należała do kadry opiekuńczej, przeprowadzałam zbiórki, organizowałam zabawy terenowe i wycieczki dla całej naszej grupy. Rezydowaliśmy wtedy w małej, nadmorskiej wiosce, nieopodal morza. Właściwie wystarczyło przejść kilkanaście metrów przez przybrzeżny lasek, aby znaleźć się na oblanej słońcem plaży, pośród szumu błękitnych, ciepłych fal i przekrzykujących się białych mew. I właśnie wygrzewając się na słońcu po raz pierwszy zauważyłam, z jaką uwagą ON przygląda się moim piersiom i pośladkom. W porównaniu do swoich rówieśniczek byłam bardzo dobrze rozwinięta biologicznie. Zawstydzało mnie to i jednocześnie mocno imponowało. Ostatecznie jego ukradkowe spojrzenia stały się stałym elementem mojego dwutygodniowego pobytu na wakacjach. Okazało się bowiem, że ów przystojny, doskonale zbudowany, przystojny jak Nick Bateman 28-latek był opiekunem chłopięcej frakcji harcerskiej. Często przy wieczornych ogniskach siadałam bardzo blisko niego, wsłuchując się w akustyczne brzmienie jego hiszpańskiej gitary i śpiewając jak najpiękniej, jak najgłośniej. A wtedy on uśmiechał się łagodnie i od czasu do czasu posyłał ku mnie zalotne „oczko”.

Pamiętam, że była to ostatnia noc na obozie. Międzyczasie poznałam 17-letniego Łukasza, z którym spędziłam resztę dni na nieśmiałych pocałunkach, romantycznych obietnicach i nadmorskich spacerach. Mój starszy amant nieco zniknął wówczas z pola widzenia. Nie zdziwiło mnie to w zupełności, bowiem nie śmiałam przypuszczać, że 12-lat starszy facet zwróci uwagę na taką małolatkę jak ja... Poza tym, porównując się do innych uczestniczek wyjazdu, nigdy nie czułam się specjalnie atrakcyjnym kąskiem.

Po południu odwiedziła mnie druhna Karolina i zaproponowała organizację nocnych podchodów. Wieczorem zjawiłam się w umówionym z nią punkcie w lesie. Ku mojemu zdziwieniu, nie czekała tam na mnie starsza harcerka, ale 28-letni Tobiasz. Widząc moją zupełną konsternację wytłumaczył, że Karola poprosiła go o zastępstwo. I oto szliśmy razem w ciemniejącym lesie, oświetlając latarkami leśną ścieżkę, układając zadania według planu. Wypytywał mnie o liceum i plany na przyszłość, czy dobrze układa nam się z „Łukaszem”... aż wreszcie zaproponował odpoczynek. Rozłożył swoją kurtkę na ziemi i poprosił abym usiadła obok niego. Po raz pierwszy w życiu poczułam wówczas tak silne podniecenie, że obawiałam się pojawienia wilgotnej plamki na moich leginsach. Ten mężczyzna działał na mnie jak narkotyk, a młody dziewczęcy umysł chciał go chłonąć w każdej możliwej dawce.
„Ten Łukasz to nie jest chłopak dla Ciebie... odpuść go...” - wydusił z siebie po chwili milczenia.
„Ale... dlaczego! Wczoraj wyznał, że chyba mnie kocha... Mieszkamy niedaleko siebie. To może się udać!”
„Nie może... Wybacz, że pozbawię Cię złudzeń, ale jeszcze dwa dni temu nakryłem go w toalecie z inną dziewczyną...” - wyszeptał cichutko.
„Kłamiesz...” - krzyknęłam w pierwszej chwili. Ale widząc jego śmiertelnie poważną minę wstrząsnęły mną drgawki i zaniosłam się płaczem.
„Z kim! Powiedz mi!” - łkałam, skrywając twarz między podkulonymi kolanami.
„Nie powinienem. Przecież wyszarpiesz jej oczy. Wiem jak bezmyślne potrafią być zdradzone kobiety.” - przyznał, otulając mnie ramieniem i przyciągając ku swojej nagiej, pachnącej plażą piersi. Jego dotyk cudownie uspokajał.
„Dlaczego mi o tym powiedziałeś?”
„Wiesz, nie wyglądasz na taką ot, głupiutką nastolatkę. Zasługujesz chyba na kogoś, kto Cię doceni.” - odrzekł łagodnie, wplatając swoje dłonie między pachnące morską bryzą długie włosy nastolatki.
„Widocznie nie ma we mnie nic, co byłoby warte docenienia...” - przyznałam ze smutkiem.
„Nonsens... spójrz na siebie. Jesteś młoda, piękna, inteligentna. Każdy mężczyzna na świecie chciałaby Cię mieć na własność... nawet ja...”
Jego wyznanie sparaliżowało mnie i podnieciło jednocześnie. Serce biło jak oszalałe, gdy jego dłonie lubieżnie wślizgiwały się pod cieniutką bluzeczkę. Sprawnym ruchem zerwał ze mnie i ją, i biustonosz, a potem wessał swoje usta w moje ciepłe, pulchne jak świeże bułeczki, nastoletnie piersi. Nie wiedziałam, w jaki sposób się zachować. Przecież prawie go nie znałam, bardzo się bałam, ale jego nieprzeciętna uroda i szalejące w moim brzuchu motylki zwyczajnie nie pozwalały mi go odtrącić.
„Mój słodki aniele...” - mruczał mi do ucha, zsuwając ze mnie leginsy i rozpinając swój rozporek.
„Widziałem, jak na mnie patrzysz... Twoje podniecenie można było wyczuć równie mocno, co woń Twoich perfum...”
Zamarłam w bezruchu czując, jak jego wielka męskość z uporem naciera na moją wilgotną, ciasną szczelinkę...
„Tobiasz, zaczekaj... Ja nigdy tego nie robiłam...” - wydusiłam z siebie w końcu.
„Jego oczy zrobiły się jeszcze szczersze ze zdziwienia, a chwilę potem na jego ustach wymalował się łagodny uśmiech...
„Nie bój się. Zrobimy to powoli. Obiecuję, że nie będzie bolało... Teraz wydałam mu się jeszcze bardziej niewinna i doskonała. Który facet nie marzy bowiem o przełamaniu czystości nastolatki i wprowadzeniu jej w nieznany świat seksualnych uniesień? Chciał zostać moim pierwszym kochankiem, wystrzegając mnie przed powierzeniem cnoty nieumiejętnemu, nastoletniemu bawidamkowi. Swoją szczupłą i drżącą dłonią bardzo szybko wyczułam jego olbrzymie przyrodzenie, nasuwające się pomiędzy moje wargi. Po raz pierwszy dotykałam penisa, a pojmując jego długość i objętość zatrzęsłam się z przerażenia.
„Mogę przestać, jeśli nie chcesz... jeśli nie jesteś gotowa.”
„Nie chcę...” (oderwał się ode mnie.) „Nie chcę, żebyś przestawał.” I wtedy Tobiasz pocałował mnie namiętnie, ponownie nacierając na moją niewinność, wciskając się w nią coraz głębiej i silniej. Aż wreszcie wsunął się we mnie całkowicie, a moje ciało przeszył przeraźliwy ból, wyzwalający z moich ust stłumiony krzyk. Wyczuwając mój lęk zatrzymał się, kierując jedną z dłoni na odstającą łechtaczkę. Masował ją okrężnymi ruchami, do momentu, aż ból ustąpił, a w jego miejsce pojawiła się obezwładniająca rozkosz. Mężczyzna ponownie zagłębił się w mojej perfekcyjnej, niezbadanej dotąd słodkiej szczelince. Zachwycałam się, jak każde przesunięcie się jego męskości w moim ciele powodowało wystąpienie na mojej skórze dreszczy podniecenia, jak każdy pocałunek wypełniał moje uda wyjątkowo przyjemnym ciepłem... Po raz pierwszy w życiu czułam, jak na narasta we mnie to dziwne, nieznane mi dotąd uczucie... jak sprawia, że oddycham szybciej... jak sprawia, że przyciągam go do siebie błagając o więcej... co wreszcie wynosi mnie na szczyt, obezwładnia i pociąga. Szczęśliwa, dumna i piękna zatracałam się w jego ramionach, słuchając tylko jego oddechu i szumu bałtyckich, spienionych fal...


Fantazyjna


środa, 1 kwietnia 2015

Poranny seks

Przyjemne i ciepłe promienie słoneczne powoli wdzierały się przez niezaciągnięte żaluzje. Dzień budził się leniwie i spokojnie, rozlewając po mojej sypialni wiosenną świeżość. Przeciągnęłam się z wdziękiem kocicy się w miękkiej, pachnącej olejkiem lawendowym pościeli, spoglądając kątem oka na stojący obok łóżka budzik. Było już kilka minut po siódmej i dlatego instynktownie zerwałam się na równe nogi. Łapiąc w pośpiechu rzucony na toaletkę szlafrok, z impetem wbiegłam do łazienki. Dopiero kiedy moje ciało zrosiły obficie strumienie chłodnej wody, zorientowałam się... że tego dnia miałam dzień wolny od pracy! Mój szef nagrodził mnie w ten sposób za dwutygodniową pracę nad bardzo ważną inwestycją, a ja z przyzwyczajenia zapomniałam o tym fakcie... Prysznic oczywiście dokończyłam, lecz w nieco cieplejszej wodzie. Mając cały poranek dla siebie, wykorzystałam go na nałożenie maseczki i staranne wmasowanie masła kakaowego w całe ciało. Nim jednak zabrałam się za przygotowanie pożywnego śniadanka, postanowiłam jeszcze przez chwilę przytulić głowę do poduszki...

Ding-dong! Z przyjemnej drzemki wyrwał mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Byłam szczerze zdziwiona tym faktem, bowiem nie spodziewałam się wówczas żadnych odwiedzin, wliczając w to nawet kuriera i listonosza. Leniwie zwlekłam się z łóżka, a że ubrana byłam jedynie w różową, koronkową bieliznę, zarzuciłam na siebie cieniutki, satynowy szlafroczek i ruszyłam do drzwi. Otworzyłam je niemal bezwiednie, bez zerkania przez wizjer.
„Cześć Weronika! Jak się masz?”
Zszokowana wpatrywałam się w przybysza z otwartymi ustami. Przez kilkanaście minut nie odróżniałam docierających do mnie bodźców z jednego, prostego powodu... w progu moich drzwi stał Tomek. Przystojny – jak zwykle, szarmancki – jak zwykle, zniewalający – jak zwykle. Tylko co go do mnie sprowadziło?
„Wejdź proszę...” - szepnęłam zakłopotana, osłaniając niezakryte ciało szlafrokiem. Fakt ten oczywiście nie umknął jego uwadze.
„Wybacz, że nachodzę Cię o tej porze, ale nie mogłem Cię uprzedzić. Zdaje się, że masz wyłączony telefon. [Racja. Rozładował się.] Szef potrzebuje Twojej sygnatury na kilku papierkach i to podobno bardzo pilnych. Normalnie pewnie nie fatygowałby mnie do Ciebie, ale przecież nie chciał psuć Ci urlopu, który sam podarował...”
Instynktownie wyczułam w jego głosie nutkę zazdrości.
„Pokaż mi te dokumenty. Załatwimy to od razu.”
Posłusznie podsunął mi kilka druczków i długopis, na których starannie wykaligrafowałam swoje imię i nazwisko.
„To wszystko?” - zapytałam z uśmiechem.
„Tak... chociaż... pomyślałem, że skoro już niepokoję Cię wczesnym rankiem, to przynajmniej zaserwuję Ci śniadanie.” Mówiąc to wyciągnął z papierowej torebki dwie duże kawy, świeżo wypieczone bajgle i pękate donuty z różowym lukrem. Byłam tym doprawdy poruszona i zaskoczona.
„Rozumiem, że zjesz ze mną?”
„Przewidziałem, że mi to zaproponujesz...” - przyznał nieskromnie. Uśmiechnęłam się i zaprosiłam go do stolika w kuchni.

Pochłanialiśmy śniadanie śmiejąc się i dyskutując o wydarzeniach w naszej firmie, gdy nagle jego telefon zadzwonił.
„Tak tak, szefie. Już wracam. Będę niebawem... Za godzinę. Dlaczego tak późno? Mam jeszcze bardzo ważną sprawę do załatwienia.”
„O jaką sprawę chodzi?” - zapytałam, gdy zakończył rozmowę.
Nie odpowiedział, lecz uśmiechnął się zalotnie, spoglądając na mnie w taki sposób, że rozkoszne ciarki wystąpiły na moich plecach. Wbijając swój wzrok w moje usta umazane różowym lukrem, delikatnie nasunął dłoń na moje kolano.
„Weronika... Jesteś bystrą dziewczyną. Przecież wiesz...”
Zastygłam w bezruchu, a wtedy jego język bez skrępowania zdjął z moich ust resztkę słodyczy. Łagodnie pogładził mnie zewnętrzną stroną dłoni po policzku, delikatnie rozwiązując i opuszczając po moich ramionach satynowy szlafrok. Zadrżałam, pokrywając się rumieńcem skrępowania i nieśmiałości. Nie uszło to jego uwadze.
„Tak słodka, tak niewinna... Gdyby nie te obłędne piersi mógłbym pomyśleć, że oto trzymam w swoich ramionach nastoletnią dziewicę...” - rozmarzył się. Po chwili zabawy z zapięciem mojego biustonosza, ponownie wpił się w moje usta, a ja nieśmiało odwzajemniłam jego pocałunek. Wówczas jego ręka delikatnie wsunęła się pod materiał mojej bielizny, bardzo szybko odnajdując najczulsze punkty mojej kobiecości. Postanowił pozostać tam, dopóki jego palce nie uświadczyły wilgotnej i ciepłej stróżki, wypływającej z mojego wnętrza. Międzyczasie całą moją szyję, piersi i włosy pokrył milionem czułych pocałunków... tak starannych i przemyślanych, jak gdyby ten moment zaplanował od pierwszego dnia pracy przy biurku obok... Zna mnie bardzo dobrze. Wie jaką pijam kawę i co jadam na śniadanie. Przekonałam się też, że jest on również doskonale zorientowany w pieszczotach, które sprawiają mi największą przyjemność. Tak wiele serca i czułości wkładał w każdy dotyk popełniony na mojej skórze, że nie sposób było odmówić mu drobnego rewanżu, kiedy zniecierpliwiony popychał moją głowę ku dołowi... Jego rozporek dosłownie pękał w szwach. Należało wreszcie uwolnić jego męskość z okowów bawełnianych bokserek i eleganckich spodni, a potem delikatnie pieścić ustami i palcami otaczające go klejnoty. Delikatnie przygryzałam od czasu do czasu aksamitnie gładką skórę, wodząc wskazującym palcem po centralnie przebiegającym szwie.
„Dość już, bo oszaleję...” - wymruczał mi nad uchem, a zaraz potem popchnął moje usta na swoją potężną męskość. Zakrztusiłam się, a wtedy on cicho zaśmiał się, jeszcze mocniej przyciskając się do mojego gardła. Nie mogłam złapać już tchu, a on wciąż penetrował zakamarki moich ust, przeplatając obie ręce kosmykami moich włosów. Nagle przerwał pieszczotę i pochwycił moje ciało, ostentacyjnie rzucając je na kuchenny stół, niczym szmacianą lalkę. Jego agresywne zagrania przeplatały się z momentami czułości, delikatności i gracji... to niezwykłe, jak elastyczne i zaskakujące potrafią być męskie preferencje i zachowania. Wciąż mając przed oczami jego podniecony wyraz twarzy, sama wreszcie poczułam się gotowa na przyjęcie go wewnątrz mnie. Doskonale wiedział o tym, jak gdyby jego męska intuicja czytała z moich myśli niczym z otwartej księgi. Przez chwilę gładził moją wilgotną łechtaczkę miękkim czubkiem penisa, a kiedy z mojego gardła wyrwał się pierwszy jęk, gładko i swobodnie wsunął się we mnie całą swoją obfitością i ciężarem... Odkryłam, że nasze ciała pasują do siebie jak dwa puzzle tej samej układanki. Uzupełnialiśmy się, tworząc ciasny układ wzajemnych pieszczot i stymulacji, budujących w nas jeszcze większą pasję i pożądanie. Przyspieszaliśmy tempa i na powrót zwalnialiśmy je, gdy temperatura podnosiła się zbyt wysoko. Nie chcieliśmy przecież, by nasze ciała zbyt szybko i zbyt łatwo odurzyły się potężną dawką orgazmowych endorfin. Ach, jakże było to trudne wyzwanie. Zwłaszcza, gdy jego dłonie ponownie zanurzyły się między moimi piersiami, zaciskając na nich głodne dotyku palce. Niespodziewanie, w tej samej chwili przeszyła nas fala nieopisanej rozkoszy. W tej samej sekundzie, powtórzyliśmy swoje imiona, jak w najczulszych momentach amerykańskich filmów „lekko erotycznych”. Spełnieni i radośni, rześcy jak wiosenne słońce, złączyliśmy się w romantycznym uścisku, który Tomek z gracją przeniósł na łóżko w sypialni. Wpatrując się w moje oczy, wciąż gładził ramiona i policzki, wykrzywiając swoje usta w rozmarzonym uśmiechu.
„Szef pewnie mnie zabije, ale nie dbam o to. Oddałbym wszystko, żeby móc to jeszcze powtórzyć.”
„Oczywiście, że możesz...” - pomyślałam w duchu. Przecież nie wypowiem tego na głos, wolę wydawać mu się bardziej niedostępna. Nie musi tak od razu dowiadywać się, jak bardzo szaleję na jego punkcie...

… i jak fantazje o nim wypełniają całe moje wiosenne poranki... ;)

~Fantazyjna