To był jeden z najpiękniejszych urlopów w moim życiu, który
z wielką chęcią będę wspominać... do dziś. Choć na dalekiej północy spędziliśmy
Mansem zaledwie jeden krótki weekend, to jednak wystarczył, bym doskonale
zrozumiała, jak bardzo brakowało mi w życiu mężczyzny takiego jak on. Ta
troska, czułość, którą mnie otacza, jest wprost nie do opisania! Jeszcze nigdy
nie miałam do czynienia z kimś jednocześnie tak kruchym i romantycznym, a przy
tym męskim, silnym i dominującym! Poczucie bezpieczeństwa i atrakcyjności jest
tym, czego bezsprzecznie oczekuje każda z nas... Budząc się w sobotni poranek w
ramionach przystojnego mężczyzny, widząc, że na stoliczku obok czeka na mnie
wykwintne śniadanie i bukiet kwiatów... Cóż... czułam się tak, jakbym złapała
lecące szczęście za skrzydła i na jego grzbiecie mknęła ku słońcu, pod wiatr. A
jeśli chodzi o wiatr, to nawet ten mroźny i północny nie był w stanie ochłodzić
tego żaru namiętności, który płonął pomiędzy naszymi sercami i duszami, żywy
jak pochodnia, iskrzący jak drwa w kominku... Przez tych kilkadziesiąt godzin
zapomniałam o wszystkich dręczących mnie niespokojnych snach, niespełnionych
miłościach i nadziejach, zaniedbanych marzeniach i pasjach... To on jest moją
pasją! A ja po prostu jestem przy nim niesamowicie szczęśliwa.
Nieubłaganie nadszedł czas powrotu. I tu zaskoczenie –
okazało się, że do tego ośrodka owszem – jeżdżą autobusy! Nawet kilka! Nie
mówiąc już o taksówkach i prywatnych samochodach... Byłam trochę zła na Mansa,
że skazał nas oboje na tą wyniszczającą wędrówkę, jednak, jak sam stwierdził,
taki spacer przecież dobrze nam zrobił – dla zdrowia, formy i relaksu (chociaż
ja relaksem zwyczajnie bym tego nie nazwała...). Tymczasem zamówiona przez
Mansa taksówka podjechała na miejsce. Wpakowaliśmy nasze niewielkie plecaki do
bagażnika i wgramoliliśmy się na tylne siedzenie czarnego Mercedesa. Tym razem
podróż trwała nieco dłużej, ze względu na niezbyt przyjemne warunki pogodowe.
Nic jednak nie stało na przeszkodzie, by w tym czasie nie nauczyć kierowcę kilku
polskich piosenek, które rozprzestrzeniały się z samochodowych głośników
(dzięki nośnikowi flash, który Mans miał przy sobie). W całkiem dobrych
nastrojach dotarliśmy na lotnisko, gdzie w ostatnim momencie zdążyliśmy na
kończącą się właśnie odprawę. Całe szczęście, że czerwoni od biegu, a wcześniej
od zdzierania gardeł przy „Koniku na biegunach” i „Kolorowych jarmarkach” nie
zostaliśmy podejrzani o udział w niecnym przemycie narkotyków czy innych,
podejrzanie złych procederach. Pospiesznie zajęliśmy miejsca na pokładzie i
niedługo potem już wznosiliśmy się ku niebu.
Cóż... te podniebne wojaże sprawiły, że i Mans nabrał ochoty
na chwile pełne uniesień. Kładąc swoją dłoń na kolanie dał mi wyraźny znak, że
ma na mnie ochotę. Nie chciałam mu odmawiać, ale dokoła nas było tylu ludzi, że wszelkie formy
cielesnej bliskości mogłyby zostać odczytane jako swoisty brak kultury. A
przecież oboje jesteśmy ludźmi na poziomie. I jak tu rozwiązać ten problem?
Powstrzymując emocje zdjęłam jego dłoń, wędrującą już w górę uda i posłałam mu
przy tym karcące spojrzenie. Jego zasmucona mina wyrażała więcej, niż tysiąc
słów. Nie mógł znieść mojej odmowy. Tak bardzo nie zgadzał się z nią, że ze
spokojem postanowił przeforsować swój pomysł, kładąc swoją dłoń na mojej piersi
i zaciskając na niej palce. Siedząca nieopodal nas starsza, grubawa dama
spojrzała na nas z odrazą. Wówczas i ja odwróciłam swoją twarz w kierunku
Mansa, aby wyraźnie dać mu do zrozumienia, że w tym momencie nie może liczyć na
żadne przejawy pożądania z mojej strony, choć wystarczyło tylko poczuć zapach
jego perfum, by wywołać wilgotną stróżkę, rozpływającą się na moim łonie. Nim
jednak zdążyłam wydobyć jakiekolwiek słowo z rozwartych ust, on wpił się w nie
zachłannie, porywając mój język do sensualnego tańca namiętności.
„Mans! Tak nie można. Ludzie patrzą...” - wyszeptałam
zaczerwieniona, zerkając ukradkiem na obserwującą nas staruszkę.
„Honey, nie wytrzymam. Po prostu tak nagle poczułem, że
muszę Cię mieć!” - mruczał podniecony do granic możliwości. Namiętnie przeczesywał
palcami moje włosy i całował po szyi, doprowadzając tym ową matronę w futrze do
prawdziwej furii. Zazdrośnica...
„Mam plan!” - ucieszył się - „Chodź ze mną.”
Pospiesznie wyrwał mnie z siedzenia. A że nie chciałam robić
scen i opierać się jego sile przy ludziach, po prostu pobiegłam za nim. Już
wiedziałam, jak chory pomysł urodził się w jego głowie. Korzystając z chwili
nieuwagi obsługi, natychmiast wciągnął mnie do niesamowicie ciasnej toalety.
Całe szczęście, że przynajmniej była czysta, schludna i względnie bezzapachowa.
Zablokował drzwi i rozpiął swój rozporek, ukazując przede mną widok, który
dobrze już znałam z poprzedniej nocy.
„Mans! No chyba nie myślisz, że będziemy...”
Niestety, nie pozwolił mi dokończyć zdania. Tak po prostu
zamknął moje usta dłonią i używając całej swojej siły obezwładnił mnie,
zdzierając moje spodnie i koronkowe figi aż po kolana. Jeszcze przez chwilę
szamotałam się jak ryba złowiona w sieć, jednak nie miałam szans wygrać z jego
żądzą. Wbił się we mnie mocno i wulgarnie, jak gdyby robił to z galerianką w
centrum handlowym za pieniądze. Posiadał mnie szybko, jęcząc przy tym i sapiąc,
układając swoją wolną dłoń na mojej nagiej piersi, którą odnalazł pod grubym,
plecionym sweterkiem. Zdaje się, że mój opór kręcił go coraz bardziej... Nawet
ja uznałam, że jest to w pewnym sensie... podniecające. Ta możliwość bycia
nakrytym i to, że jesteśmy tyle metrów w powietrzu? Może czas przestać się bać
i dać się ponieść emocjom? Rozluźniłam swoje mięśnie poddając się tej
przyjemności i wypinając się jeszcze bardziej w kierunku Mansa, który z
szaleńczą pasją posuwał się we mnie od tyłu. Jęknęłam, przyciągając jego
podbródek ku moim ustom i delikatnie zagryzłam zęby na jego gładkiej, jasnej
skórze. Moja dłoń instynktownie powędrowała w kierunku jego klejnotów i od dołu
masowała je łagodnie i subtelnie. Czując, jak napinają się pod wpływem mojego
dotyku domyśliłam się, że jest już bardzo blisko. Zsunęłam się więc jak
najszybciej z jego pulsującej męskości i przyklęknęłam nieco. Ze spokojem i
nieskrywaną przyjemnością mógł zasmakować moich ust. Lecz nie trwało to długo.
Już po kilkunastu sekundach dokładnie wypełnił je swoim orgazmicznym nektarem,
lekkim jak chmurka, pachnącym lasem i północnym słońcem. Było mu cudownie.
Widziałam to w jego obłędnie szklistych oczach.
Wychodziliśmy z ciasnej toalety chowając się i badając
otoczenie, bowiem zauważenie nas przez obsługę mogłoby wiązać się z przykrymi
konsekwencjami. Niestety... Niechcący wpadliśmy na młodą stewardessę. Nie
wyglądała na zachwyconą, ale ostatecznie oszczędziła nam umoralniających
wykładów i przymknęła oko na nasz niecodzienny wybryk. Pomimo tego, że starsza
pani doskonale wiedziała gdzie byliśmy tak długo razem i co robiliśmy (nie
trudno było się tego domyślić) – nie żałuję. Przecież żyje się tylko raz, a i
młodość ma się jedną. Szkoda czasu na zmartwienia, skoro można odczuwać tak
wiele przyjemności, kiedy tylko ma się na to ochotę!
~Fantazyjna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz