Obserwatorzy

środa, 6 maja 2015

Podniebna rozkosz

To był jeden z najpiękniejszych urlopów w moim życiu, który z wielką chęcią będę wspominać... do dziś. Choć na dalekiej północy spędziliśmy Mansem zaledwie jeden krótki weekend, to jednak wystarczył, bym doskonale zrozumiała, jak bardzo brakowało mi w życiu mężczyzny takiego jak on. Ta troska, czułość, którą mnie otacza, jest wprost nie do opisania! Jeszcze nigdy nie miałam do czynienia z kimś jednocześnie tak kruchym i romantycznym, a przy tym męskim, silnym i dominującym! Poczucie bezpieczeństwa i atrakcyjności jest tym, czego bezsprzecznie oczekuje każda z nas... Budząc się w sobotni poranek w ramionach przystojnego mężczyzny, widząc, że na stoliczku obok czeka na mnie wykwintne śniadanie i bukiet kwiatów... Cóż... czułam się tak, jakbym złapała lecące szczęście za skrzydła i na jego grzbiecie mknęła ku słońcu, pod wiatr. A jeśli chodzi o wiatr, to nawet ten mroźny i północny nie był w stanie ochłodzić tego żaru namiętności, który płonął pomiędzy naszymi sercami i duszami, żywy jak pochodnia, iskrzący jak drwa w kominku... Przez tych kilkadziesiąt godzin zapomniałam o wszystkich dręczących mnie niespokojnych snach, niespełnionych miłościach i nadziejach, zaniedbanych marzeniach i pasjach... To on jest moją pasją! A ja po prostu jestem przy nim niesamowicie szczęśliwa.

Nieubłaganie nadszedł czas powrotu. I tu zaskoczenie – okazało się, że do tego ośrodka owszem – jeżdżą autobusy! Nawet kilka! Nie mówiąc już o taksówkach i prywatnych samochodach... Byłam trochę zła na Mansa, że skazał nas oboje na tą wyniszczającą wędrówkę, jednak, jak sam stwierdził, taki spacer przecież dobrze nam zrobił – dla zdrowia, formy i relaksu (chociaż ja relaksem zwyczajnie bym tego nie nazwała...). Tymczasem zamówiona przez Mansa taksówka podjechała na miejsce. Wpakowaliśmy nasze niewielkie plecaki do bagażnika i wgramoliliśmy się na tylne siedzenie czarnego Mercedesa. Tym razem podróż trwała nieco dłużej, ze względu na niezbyt przyjemne warunki pogodowe. Nic jednak nie stało na przeszkodzie, by w tym czasie nie nauczyć kierowcę kilku polskich piosenek, które rozprzestrzeniały się z samochodowych głośników (dzięki nośnikowi flash, który Mans miał przy sobie). W całkiem dobrych nastrojach dotarliśmy na lotnisko, gdzie w ostatnim momencie zdążyliśmy na kończącą się właśnie odprawę. Całe szczęście, że czerwoni od biegu, a wcześniej od zdzierania gardeł przy „Koniku na biegunach” i „Kolorowych jarmarkach” nie zostaliśmy podejrzani o udział w niecnym przemycie narkotyków czy innych, podejrzanie złych procederach. Pospiesznie zajęliśmy miejsca na pokładzie i niedługo potem już wznosiliśmy się ku niebu.

Cóż... te podniebne wojaże sprawiły, że i Mans nabrał ochoty na chwile pełne uniesień. Kładąc swoją dłoń na kolanie dał mi wyraźny znak, że ma na mnie ochotę. Nie chciałam mu odmawiać, ale  dokoła nas było tylu ludzi, że wszelkie formy cielesnej bliskości mogłyby zostać odczytane jako swoisty brak kultury. A przecież oboje jesteśmy ludźmi na poziomie. I jak tu rozwiązać ten problem? Powstrzymując emocje zdjęłam jego dłoń, wędrującą już w górę uda i posłałam mu przy tym karcące spojrzenie. Jego zasmucona mina wyrażała więcej, niż tysiąc słów. Nie mógł znieść mojej odmowy. Tak bardzo nie zgadzał się z nią, że ze spokojem postanowił przeforsować swój pomysł, kładąc swoją dłoń na mojej piersi i zaciskając na niej palce. Siedząca nieopodal nas starsza, grubawa dama spojrzała na nas z odrazą. Wówczas i ja odwróciłam swoją twarz w kierunku Mansa, aby wyraźnie dać mu do zrozumienia, że w tym momencie nie może liczyć na żadne przejawy pożądania z mojej strony, choć wystarczyło tylko poczuć zapach jego perfum, by wywołać wilgotną stróżkę, rozpływającą się na moim łonie. Nim jednak zdążyłam wydobyć jakiekolwiek słowo z rozwartych ust, on wpił się w nie zachłannie, porywając mój język do sensualnego tańca namiętności.
„Mans! Tak nie można. Ludzie patrzą...” - wyszeptałam zaczerwieniona, zerkając ukradkiem na obserwującą nas staruszkę.
„Honey, nie wytrzymam. Po prostu tak nagle poczułem, że muszę Cię mieć!” - mruczał podniecony do granic możliwości. Namiętnie przeczesywał palcami moje włosy i całował po szyi, doprowadzając tym ową matronę w futrze do prawdziwej furii. Zazdrośnica...
„Mam plan!” - ucieszył się - „Chodź ze mną.”
Pospiesznie wyrwał mnie z siedzenia. A że nie chciałam robić scen i opierać się jego sile przy ludziach, po prostu pobiegłam za nim. Już wiedziałam, jak chory pomysł urodził się w jego głowie. Korzystając z chwili nieuwagi obsługi, natychmiast wciągnął mnie do niesamowicie ciasnej toalety. Całe szczęście, że przynajmniej była czysta, schludna i względnie bezzapachowa. Zablokował drzwi i rozpiął swój rozporek, ukazując przede mną widok, który dobrze już znałam z poprzedniej nocy.
„Mans! No chyba nie myślisz, że będziemy...”
Niestety, nie pozwolił mi dokończyć zdania. Tak po prostu zamknął moje usta dłonią i używając całej swojej siły obezwładnił mnie, zdzierając moje spodnie i koronkowe figi aż po kolana. Jeszcze przez chwilę szamotałam się jak ryba złowiona w sieć, jednak nie miałam szans wygrać z jego żądzą. Wbił się we mnie mocno i wulgarnie, jak gdyby robił to z galerianką w centrum handlowym za pieniądze. Posiadał mnie szybko, jęcząc przy tym i sapiąc, układając swoją wolną dłoń na mojej nagiej piersi, którą odnalazł pod grubym, plecionym sweterkiem. Zdaje się, że mój opór kręcił go coraz bardziej... Nawet ja uznałam, że jest to w pewnym sensie... podniecające. Ta możliwość bycia nakrytym i to, że jesteśmy tyle metrów w powietrzu? Może czas przestać się bać i dać się ponieść emocjom? Rozluźniłam swoje mięśnie poddając się tej przyjemności i wypinając się jeszcze bardziej w kierunku Mansa, który z szaleńczą pasją posuwał się we mnie od tyłu. Jęknęłam, przyciągając jego podbródek ku moim ustom i delikatnie zagryzłam zęby na jego gładkiej, jasnej skórze. Moja dłoń instynktownie powędrowała w kierunku jego klejnotów i od dołu masowała je łagodnie i subtelnie. Czując, jak napinają się pod wpływem mojego dotyku domyśliłam się, że jest już bardzo blisko. Zsunęłam się więc jak najszybciej z jego pulsującej męskości i przyklęknęłam nieco. Ze spokojem i nieskrywaną przyjemnością mógł zasmakować moich ust. Lecz nie trwało to długo. Już po kilkunastu sekundach dokładnie wypełnił je swoim orgazmicznym nektarem, lekkim jak chmurka, pachnącym lasem i północnym słońcem. Było mu cudownie. Widziałam to w jego obłędnie szklistych oczach.

Wychodziliśmy z ciasnej toalety chowając się i badając otoczenie, bowiem zauważenie nas przez obsługę mogłoby wiązać się z przykrymi konsekwencjami. Niestety... Niechcący wpadliśmy na młodą stewardessę. Nie wyglądała na zachwyconą, ale ostatecznie oszczędziła nam umoralniających wykładów i przymknęła oko na nasz niecodzienny wybryk. Pomimo tego, że starsza pani doskonale wiedziała gdzie byliśmy tak długo razem i co robiliśmy (nie trudno było się tego domyślić) – nie żałuję. Przecież żyje się tylko raz, a i młodość ma się jedną. Szkoda czasu na zmartwienia, skoro można odczuwać tak wiele przyjemności, kiedy tylko ma się na to ochotę!


~Fantazyjna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz