Obserwatorzy

sobota, 28 marca 2015

Striptiz

Nie jest łatwo być samotną. Zwłaszcza, gdy pogoda sprzyja spacerom, a z nieba leje się wczesnowiosenny żar. Zakochane pary, tonące w gąszczu własnych objęć i ukradkowych pocałunków, wyłaniają się ze swoich romantycznych gniazdek na ulice zatłoczonych miast, aby swoją kwitnącą miłością obdzielać przechodzących obok ludzi, niczym Święty Mikołaj częstujący dzieci cukierkami w supermarkecie. Niestety, za każdym razem ten słodki kawałek ich wszechogarniającego szczęścia staje mi gardle rybią ością, dławiąc i drażniąc znacznie bardziej, niż kolejne popołudnie spędzone w ciasnym pokoiku ksero. Być może to prawda, że przemawia teraz przeze mnie czysta zawiść i zazdrość, ale ja, w przeciwieństwie do reszty singli z całego świata, nie zamierzam udawać, jak bardzo cieszę się szczęściem innych, zakochanych w sobie bez pamięci par.

I jak tu znaleźć ukojenie? Jak uzyskać uczuciowe spełnienie, gdy jedyną bliską mi istotą na tym świecie zdaje się być podstarzały kot mojego sąsiada? Nie mówiąc już zupełnie o potrzebach seksualnych, które dla kobiety w moim wieku, wbrew powszechnym opiniom, również mają ogromne znaczenie. Po pewnym czasie samotnych zabaw w łóżku, nawet najbardziej wymyślne zabawki erotyczne przestają być wystarczające. I co wtedy? Filmy erotyczne z wypożyczalni? Darmowa pornografia w internecie? Nie, to zdecydowanie nie odpowiada moim oczekiwaniom. Znacznie bardziej cenię sobie prawdziwy kontakt z mężczyzną, nawet jeśli znajduje się on wiele kilometrów ode mnie. Jak to możliwe? Właśnie po to powstały kamerki internetowe – aby cieszyć swoje oczy pięknem i dzielić się z nim innymi! O tym, że erotyczny czat to doskonały sposób na wypełnienie samotnych wieczorów, jak również zaspokojenie nawet najbardziej wymagających potrzeb seksualnych, przekonałam się już bardzo dawno. Do dziś utrzymuję kontakt z pewnym przystojniakiem, z którym przeżyłam właśnie swój „pierwszy raz” w internecie. Poprzedniej nocy odezwał się do mnie po dość znacznej przerwie.
„Witaj, Piękna.” - napisał. Szczerze przyznam, że zaskoczyła mnie wówczas jego wiadomość, bowiem pora była już późna (mniej więcej między 1 a 2 w nocy), a ja dopiero co wróciłam z urodzin koleżanki z pracy. Jak łatwo się domyślić, byłam niezupełnie trzeźwa, bardzo zmęczona i zdecydowanie niewyspana. Postanowiłam jednak dać szansę tej rozmowie, pomimo tego, że moje oczy nie widziały już klawiatury komputera, a jedynie piętrzące się na łóżku mięciutkie poduszki...
„Witaj! Stęskniłam się za Tobą...” - wyznałam. „Myślałam, że zapomniałeś już o mnie.”
„O Tobie nie da się zapomnieć. O Tobie można tylko myśleć dzień i noc.”
Akurat. W internecie łatwo jest pleść takie pokrętne komplementy. A rzeczywistość często się z nimi rozmija.
„Doprawdy? A co takiego zapamiętałeś?” - zapytałam z przekąsem.
„Włącz kamerkę, Kochanie, a wszystko Ci opowiem i pokażę.”
Posłusznie wykonałam jego polecenie. Tylko dlatego, że znów rozpaliła się we mnie ta niedająca spokoju nutka podniecenia i zwyczajnej, kobiecej ciekawości. Ku mojemu zaskoczeniu, wyglądał jeszcze przystojniej, niż fantazja na jego temat, tak często przywoływana w mojej głowie. Poza delikatną zmianą fryzury nie dało się nie zauważyć jeszcze jednego, bardzo istotnego faktu – był całkowicie nagi, a przez to jeszcze bardziej kuszący... zwłaszcza, gdy we krwi ma się więcej niż pół promila.
„Oh... wyglądasz zniewalająco...” - wymruczał do mikrofonu. „Właśnie taką Cię zapamiętałem! Te czarujące oczy, słodkie usta i niewinne rumieńce na policzkach... Tylko nie mogę przypomnieć sobie Twoich ramion. Bardzo proszę, uchyl nieco ramiączko sukienki, żebym mógł je zobaczyć.”
Szczerząc przed nim zęby w rozkosznym uśmiechu, delikatnie zsunęłam z siebie oba skrawki materiału.
„Takie piękne i gładkie. Mógłbym Cię po nich całować, podczas gdy moja męskość delektowałaby się Twoim wnętrzem, zapewne słodkim jak miód i ciepłym jak dzisiejsze słońce...” - wymruczał zalotnie.
„Kto by pomyślał, że z Ciebie taki romantyk!” - odparłam rozbawiona.
„Romantyk? Bliżej mi teraz do napalonego erotomana, który tylko myśli, jak najszybciej Cię zdobyć i pozbawić tej de facto ślicznej sukienki...”
„Niby jak chciałbyś to zrobić?”
„To oczywiste, Skarbie. Twoimi rękoma...”
Wiedziałam już, czego pragnął tej nocy – widoku mojego ciała. Dlaczego miałabym mu odmówić tej ulotnej przyjemności? Przy nim moje lęki i nieśmiałość jakby odchodziły w niepamięć... Właśnie dlatego postanowiłam podarować mu to, o czym właśnie marzył. Ustawiłam komputer na drewnianej komodzie, a sama stanęłam na środku sypialni, tuż obok łóżka. Jeszcze tylko nastrojowa muzyka... i byłam już w swoim świecie. W rytmie sensualnego jazzu wiłam się w swoim erotycznym tańcu, niczym przy niewidzialnej rurze, a on zabawiał się ze sobą. Delikatnie rozsunęłam złoty suwak mojej małej czarnej, powoli odkrywając przed nim uroki koronkowej, czarnej bielizny. Szczęśliwie miałam na sobie również pas do pończoch, który doskonale komponował się zresztą seksualnej stylizacji.
„Mój Aniele...” - dyszał ciężko, podczas gdy ja wypinałam ku niemu swoje gładkie i jędrne pośladki, poklepując się po nich od czasu do czasu, niczym niewinna i słodka, nastoletnia call girl. Rozpinając swój biustonosz wiedziałam już, że mam go w garści. Odwróciłam się plecami do widza, zawirowałam kilkukrotnie nad głową właśnie zrzuconym elementem bielizny, by jeszcze przez chwilkę utrzymać go w niepewności. Wreszcie odsłoniłam przed nim swoje piersi, wciąż zabawiając się ich owalem w rytmie saksofonu. Delikatnie szczypałam swoje sutki, rozchylając przy tym usta i zamykając powieki, jak gdybym właśnie przeżywała najlepszy orgazm swojego dziesięciolecia. Jego pieszczoty zaczęły przyspieszać, a ja właśnie odpinałam koronkowy pas z kokardkami, pozostając już właściwie w samych stringach, nie licząc grafitowych pończoch i burgundowych szpilek. Moje podniecenie również sięgało już zenitu, co przełożyło się również na wyraz tego sensualnego tańca. Delikatnie gładziłam się po podbrzuszu, udach i wzgórku łonowym, od czasu do czasu opuszczając cieniutki materiał coraz niżej linii bioder. Aż wreszcie zsunęłam je całkowicie.
„O tak... taaak...” - jęczał mój internetowy kochanek.
Byłam prawie pewna, że zaraz osiągnie swój szczyt. Aby dostarczyć mu jeszcze większej dawki stymulujących widoczków, seksownie zabawiałam się swoimi kobiecymi wdziękami. Moje paluszki wślizgiwały się coraz głębiej pomiędzy uda, wypełniając całe ciało nieopisaną falą nadchodzącej rozkoszy. Im mocniej pieściłam się na jego oczach, tym szybciej oboje wspinaliśmy się na szczyt.

Osiągając apogeum swojej rozkoszy, ostatnim tchem wykrzyknęłam jego imię... A on powtórzył moje.

Opadłam na łóżko, na stosik zrzuconych właśnie ubrań. I było mi dobrze... Nie! Było mi wspaniale, cudownie, zniewalająco!

Musimy się wreszcie spotkać na żywo. Doskonała przystawka zwiększa apetyt na danie główne.


~Fantazyjna


środa, 25 marca 2015

Trójkąt z dwoma kobietami

„Przepraszam Cię najmocniej. Po prostu zostaję dziś w domu... Sezon grypowy nie oszczędził również mnie.”
No i wszystkie plany posypały się niczym domek z kart. Jeszcze wczoraj umawiałam się z przyjaciółką na spontaniczne wyjście do klubu, a dziś dowiaduję się, że będzie to kolejny dzień który spędzę sama jak palec, znudzona do granic możliwości i zła na przewroty los, który stale podkłada mi kłody pod nogi. Dość już tego! Nawet jeśli ona nie może wyjść, to ja wciąż nie mam nic przeciwko. Być może upiję się samotnie drinkami przy barze, ale przynajmniej nie będzie to kolejny nieciekawy wieczór spędzony przed telewizorem. Takie i podobne myśli motywacyjne towarzyszyły mi jeszcze wtedy, gdy niepewnie przekręcałam kluczyk w drzwiach, tuż przed opuszczeniem mieszkania i wyjściem do klubu. Było to dość dziwne posunięcie z mojej strony, bowiem nie należę do osób na tyle śmiałych, by bawić się swobodnie wśród ludzi, których nie znam. Posiadanie przy swoim boku stałej bywalczyni takich przybytków rozrywek fizycznych dodawało mi znaczącej pewności siebie. Nadszedł jednak czas, w którym należało odciąć wiążącą mnie pępowinę towarzyską i rozpocząć samodzielną przygodę z moją i tylko moją osobowością w roli głównej!
 Na początek – Czarna orchidea i Sex on the beach z podwójną ilością alkoholu. Niestety, nawet wysokie stężenia etanolu nie zdołały przełamać drzemiącej we mnie bariery, która sprawiała, że moje myśli, zamiast koncentrować się na przechadzających się tuż obok przystojniakach, krążyły pomiędzy biurem mojego szefa a naprzeciwległym biurkiem kolegi z pracy. Doszłam nawet do wniosku, że natura zwyczajnie nie przystosowała mnie do bycia przebojową i stąd moja nieśmiałość... i samotność. Wobec tego, jeszcze jedna Margarita... Zdawało się, że tego wieczora, pomimo wcześniejszych obietnic, upiję się przy delikatnie przydymionym barze, w całkowitej izolacji od rozentuzjazmowanego motłochu za moimi plecami. Byłabym co najmniej nieszczera nie przyznając się do posyłania ukradkowych spojrzeń w kierunku przewijających się w moim najbliższym otoczeniu mężczyzn. Żaden z nich nie wykazał jednak stosownej inicjatywy, tak więc bardzo szybko utwierdziłam się w przekonaniu, że nie są oni zainteresowani moją osobą. Było niewiele przed godziną 12, gdy upojona doskonale schłodzonymi drinkami zbierałam się do wyjścia.
„Wychodzisz już?” - niespodziewanie zagadnęła mnie siedząca tuż obok blondynka. Otwierając szeroko opadające ze zmęczenia powieki zmierzyłam ją od stóp do głów. Prawdziwe uosobienie kobiecego piękna! Ta niewysoka jasnowłosa, bardzo zgrabna i filigranowa, była jednocześnie posiadaczką wyjątkowo obfitych piersi, które w połączeniu z krągłymi pośladkami czyniły z niej prawdziwy ideał. Pomimo, że deklaruję się jako osoba zdecydowanie heteroseksualna, to jednak jej widok przyprawił mnie o erotyczne dreszcze.
„Wychodzę. Nic ciekawego się nie dzieje. Mam już dość tego zgiełku... tej walki o mizerne spojrzenia znudzonych mężczyzn. Tej krzykliwej muzyki... Alkoholu również wystarczy mi jak na jeden wieczór.” - odparłam powoli i z powagą, by nie zdradzić przejawów plączącego się już języka. Nieznajoma zaśmiała się perliście.
„Wiesz, jesteś bardzo podobna do mnie pod tym względem.” - wyznała z uśmiechem. „Pozwól mi jednak pokazać Ci, że nawet wśród tej bandy przeciętniaków można odnaleźć osoby, które przemienią ten wieczór w wyjątkowe przeżycie.”
„Stawiam drinka, jeśli pokażesz mi choć jednego takiego faceta...” - jęknęłam zobojętniałym głosem. Moje uszy znów wypełnił jej nieprawdopodobnie ciepły i serdeczny śmiech.
„A kto powiedział, że to musi być facet? Chodź za mną...”
Nie przestając trzepotać zalotnie rzęsami, chwyciła mnie za rękę i zaciągnęła poprzez długi korytarz do słabo oświetlonych drzwi, na których wisiała czerwona tabliczka ostrzegawcza „STAFF ONLY”.
„Dokąd zmierzamy?” - wyszeptałam przez upojone alkoholem usta.
„Oj, nie bądź taka ciekawska! Sama zobaczysz!”
Cichutko nacisnęła na klamkę i wraz ze mną wśliznęła się do środka zaciemnionego pomieszczenia gospodarczego klubu. Poza stertą pudełek, starym materacem, skrzynkami pełnymi alkoholi, beczkami piwa i wątpliwej sprawności sprzętem elektronicznym, znajdował się tam również przestarzały fotel. O dziwo, był on zajęty przez wytatuowaną dziewczynę z czarnymi, krótkimi włosami. Jej ciało było nad wyraz muskularne, jak na kobietę, a spojrzenie dość agresywne i przerażająco trzeźwe. Na nasz widok zgasiła tlącego się w jej ustach Diaruma i natychmiast zbliżyła się w moim kierunku.
„Masz rację... jest piękna... jak mogłam Ci nie wierzyć...”
Nie sądziłam, że słowa te były właśnie o mnie, dopóki nie przeplotła swoich palców z moimi włosami, jednocześnie składając na lekko rozchylonych ustach namiętny pocałunek. Nie tylko krążący we krwi alkohol paraliżował moje ciało... po raz pierwszy, w sytuacji takiej, jak ta, poczułam się wyjątkowo mocno podniecona. Próbowałam odgonić budzące się we mnie myśli, lecz przyłączenie się przepięknej blondynki do tej jakże niewinnej gry, jednocześnie szokowało mnie i napawało nieopisaną przyjemnością. Mogłam jedynie poddać się ich władzy, pozostając głuchą na ostrzegawcze podszepty mojego zdrowego rozsądku. Stałyśmy tak we trzy, zamknięte w tajemnym pokoju na zapleczu, splecione w potrójnym pocałunku swoimi wilgotnymi językami i ciepłymi ustami. I nie miałam nic przeciwko, gdy ich dłonie synchronicznie pozbawiały mnie kolejnych części garderoby, później także bielizny. Od wielu miesięcy nie czułam się tak podniecona, jak w tamtej chwili. Zupełnie nie rozumiałam reakcji swojego ciała na tego typu bodźce... Nigdy przecież nie przypuszczałabym, że moje rozognione libido pokusi się o skierowanie swojej uwagi właśnie na dwie, napalone do granic możliwości nieznajome dziewczyny. Zażenowanie mieszało się zaskoczeniem, podniecenie z seksualną frustracją... Widząc moją kompletną dezintegrację z otaczającym światem, pełnym przecież takich wspaniałych erotycznych bodźców, obie panie postanowiły wprowadzić mnie powoli w krainę swoich niewinnych igraszek. Silniejsza z nich delikatnie pchnęła mnie na wygodny fotel, a sama ułożyła się na materacu, czekając na reakcję ze strony seksownej blondynki. Ta, nie czekając już ani chwili dłużej, zrzuciła z siebie resztki ubrań, odsłaniając przede mną najseksowniejsze damskie ciało, jakie kiedykolwiek przyszło mi podziwiać. Przejmująca dominującą rolę czarnowłosa wielbicielka tatuaży, powoli okrywała ciało swojej wybranki milionem wyuzdanych i wulgarnych pocałunków. Jej język rozrysowywał mapę stref erogennych na całej powierzchni mlecznobiałej skóry filigranowej blondynki, która wciąż wiła się jęcząc i oplatając dłońmi swoje nabrzmiałe piersi. Tym głośniejsze zdawały się jej krzyki, im bardziej palce i usta kochanki zbliżały się w kierunku jej kobiecych zakamarków... Cóż za ekscytujący widok. Moje dłonie instynktownie, niemal bezwiednie, skierowały się pomiędzy ciepłe i gładkie uda, rozpoczynając doskonałą grę wstępną, w asyście obłędnego spektaklu, który właśnie rozgrywał się na moich oczach. Dziewczęta z gracją i niepohamowanym pragnieniem przyjemności ocierały się o siebie wilgotnymi z podniecenia szczelinkami, pieszcząc przy tym i intensywnie masując swoje rozkoszne wzgórki. Niewiele brakło, a doświadczyłabym przedwczesnej ekstazy na widok doskonałej pozycji 69 w ich wykonaniu – było to jak cudowna konstelacja dwóch idealnie dopasowanych ciał, rzeka przepływającego kręgu energii, seksualne yin i yang... specjalnie dla mojej satysfakcji i przyjemności. Nie zapomniały o mojej obecności, choć w czasie ich zbliżenia wydawało się, jak gdyby świat dokoła nich zwyczajnie przestał istnieć. W jednym momencie zbliżyły się do mojego ciała i delikatnie rozchyliły drżące z podniecenia uda. Całując jednocześnie te prawdziwe, jak i intymne „usteczka”, przyprawiały moje myśli o kompletne szaleństwo na ich punkcie. Całą sobą pragnęłam jak najdłużej przeżywać te wyjątkowe chwile, gdy ich gorące dłonie z taką czułością gładziły moje piersi, podbrzusze i szyję... A ich języki, które naprzemiennie pieściły mnie na zewnątrz i od wewnątrz, odnajdując nawet magiczną ścieżkę do puku G, powoli wynosiły mnie na orgazmiczną orbitę. Rakieta wystrzeliła z wielkim hukiem... a raczej krzykiem. Tylko głośna muzyka uchroniła mnie przed usłyszeniem przez wciąż balujących nad nami i obok nas niczego nieświadomych ludzi... W prawdzie, było mi zupełnie wszystko jedno, czy ktokolwiek nas widzi, słyszy i nagrywa... Pragnęłam tylko nie opuszczać ich ramion tamtej nocy.
 Nie pamiętam, jakim cudem znalazłam się we własnym łóżku nad ranem. Nie pamiętam nawet, czy to wszystko, co właśnie opisałam, zdarzyło się naprawdę. Czy to sen, czy jawa...? Nie ważne. Największe znaczenie ma dla mnie właśnie to, że wreszcie dowiedziałam się kilku ciekawych faktów o swoich preferencjach, które zamierzam wykorzystać... Może nawet w najbliższym czasie.

~Fantazyjna

niedziela, 22 marca 2015

Pozycja

Przedwiośnie to jeden z najbardziej depresyjnych okresów w ciągu roku. Energia uchodzi ze mnie małymi porcjami, ostatecznie pozwalając mi poczuć się niczym dziurawa, gumowa piłeczka. Hektolitry wypijanej codziennie kawy zwyczajnie przestały mi już wystarczać, aby funkcjonować w ramach biurowej przyzwoitości. Dopełniając puli nieszczęść, ten dzień był równie nudny, co pochmurny. Nawet gdy słońce od czasu do czasu wychylało się zza gęstych chmur, to i tak jego nikłe światło ginęło za zaciągniętymi żaluzjami śnieżnobiałego pokoiku ksero. Że też mój „ukochany” szef obarczył mnie takimi obowiązkami. To niesprawiedliwe, że dwudziestoletnie praktykantki malują paznokcie na parapecie, a ja – zamiast zajmować się poważnymi sprawami – kseruję, kopiuję, segreguję i opisuję miliony bezsensownych papierków. Czy kiedykolwiek w tej firmie ktoś doceni mój potencjał? Zapewne nie, jeśli nadal będę tak uległa wobec szefa i nie zacznę protestować wobec jego „kserokopiarskich” poleceń służbowych. Tylko jak tu odmówić szczerzącemu się do Ciebie przystojniakowi, o którym śnisz niemal każdej nocy, niezmiennie od wielu lat?

„Aha, jak skończysz, to poukładaj to proszę w archiwum.” - w od progu powitał mnie ciepły głos szefa. No pięknie. Wygląda na to, że dziś cały dzień spędzę na wykonywaniu znienawidzonych przeze mnie zajęć. Nie mając jednak wyboru, ciasną windą udałam się na poziom -1. Archiwum było puste i zimne. Ostre, białe światło energooszczędnych żarówek LED tylko potęgowało moją rezygnację, kiepski humor i koszmarny ból głowy. Na domiar złego -  nie byłam tam sama. Szybko zauważyłam, że jedyne miejsce przy stoliku między regałami zajęte jest przez jakiegoś nudziarza z działu IT, którego widywałam przelotnie, wchodząc lub wychodząc z pracy. Ułożyłam więc swoje pudło na podłodze i rozpoczęłam intensywną bieganinę pomiędzy regałami pełnymi pudełek i segregatorów. Nawet bez pomocy praktykantek radziłam sobie z tym świetnie. Aż do ostatniego pudełka, które niestety znajdowało się poza zasięgiem moich 170cm wzrostu. Postanowiłam więc poprosić o pomoc „nudziarza” pracującego przy stoliku nieopodal. Właściwie tylko jego miałam w zasięgu ręki, bowiem rzadko kiedy ktokolwiek tu zagląda. Na moją wdzięczną prośbę pomocy ów mężczyzna zareagował nieco wstydliwie i nienaturalnie. Zdaje się, że od początku moja obecność była dla niego co najmniej krępująca.
„Znajdę drabinę.” - wydusił wreszcie - „Dla mnie to również nieco za wysoko.”
To prawda, wcale nie był wiele wyższy ode mnie. Na kilka minut udał się w stronę korytarza, a zaraz potem powrócił do mnie z metalową, drabinką.
„Jest bardzo niestabilna” - ostrzegał rzeczowo. „Będę musiał ją potrzymać, jeśli naprawdę nie chcesz spaść. Podłoga jest betonowa i twarda. Chyba nie chcesz złamać sobie ręki.”
Podziękowałam mu za pomoc i natychmiast wdrapałam się na górę. Moja zabawa z uzupełnianiem zawartości pudełek zabrała mi nieco czasu. Uniesione w górze ręce bardzo cierpły, a obraz przed oczami zaczynał chwiać się i wirować. Całe szczęście, że w pobliżu znajdował się ten mężczyzna... bo tylko dzięki niemu mój nagły upadek nie skończył się w szpitalu, a w silnych, męskich ramionach.
„Nic Ci nie jest?” - zapytał troskliwie, układając mnie wygodnie na swoim krzesełku przy małym stoliku z komputerem.
„N..n..nie. Po prostu zakręciło mi się w głowie...” - wyszeptałam zdezorientowana.
„Nie pozwolę Ci dłużej tego robić. Jesteś przemęczona. Zrelaksuj się i odpocznij, chociaż przez chwilkę.”
„Łatwo Ci mówić...” - odparłam oburzona - „Ja nie mogę pozwolić sobie nawet na minutę opóźnienia!
„Ach, tak jak myślałem. Mamy tu do czynienia z nader ambitną panią pracoholiczką. Zrelaksuj się nieco...”
Mówiąc to ułożył swoje dłonie na moim karku i rozpoczął swój subtelny, wyjątkowo odprężający masaż. Zaskoczona musiałam przyznać, że dotyk jego smukłych palców wywoływał we mnie całkiem przyjemne dreszcze... Zamknęłam więc oczy, oddając się tej słodkiej pieszczocie. Nawet nie zauważyłam, kiedy jego ręce znalazły się na moich piersiach. A kiedy wreszcie zdałam sobie sprawę, do czego może doprowadzić taka niewinna igraszka, chciałam zerwać się na równe nogi. Powstrzymała mnie tylko jego silna ręka, która zwinnym ruchem ponownie umieściła mnie na miękkim krześle.
„Co zamierzasz?” - spytałam dobitnie.
Niestety, odpowiedzi nie uzyskałam. Zamiast tego, jego usta bardzo szybko wessały się w mój dekolt. Zdezorientowana pozwoliłam mu nawet na zupełne pozbawienie mnie koszuli i biustonosza. Odepchnęłam go na moment. Właściwie byłam już praktycznie naga, a pod jego bokserkami prezentowała się imponująca erekcja.
„Nie powinniśmy...” - wyszeptałam do jego ucha.
„Ciii... nic nie mów, Kochanie. Nikt nas tu nie znajdzie. Jesteśmy sami i tylko dla siebie. Chodź, zapewnię Ci przyjemność i relaks, których tak bardzo potrzebujesz...”
Natychmiast wyrwałam się z jego objęć i rękoma oparłam na drewnianym stoliku.
„Proszę, uspokójmy się! Jesteśmy w pracy... to co najmniej niestosow...”
Moją wypowiedź niepostrzeżenie znów przerwał gorący pocałunek. Na nic zdały się moje kolejne protesty, gdyż, wobec dwukrotnie silniejszego ode mnie osobnika płci męskiej, wciąż pozostawałam bezradna. Z lekkością piórka odwrócił mnie tyłem i mocno popchnął na drewniany blat. Resztkami sił próbowałam jeszcze unieść swoje ciało, jednak jego pokaźny ciężar zwyczajnie mi to utrudniał, a właściwie... uniemożliwiał.
„Wiesz jak Cię wezmę?” - wyspał wulgarnie do mojego ucha - „Od tyłu, na pieska. Wtedy mogę najpełniej odkryć przed Wami, drogie Księżniczki, ile potrafi ten niepozorny chłopiec z działu IT! Obiecaj, że nie będziesz krzyczeć zbyt głośno...”
Och... jaka byłam już wtedy podniecona! Nie zaprotestowałam, gdy swobodnie odchylił moje koronkowe stringi pod spódniczką i zbliżył się do mnie. Pozwoliłam mu zanurkować we mnie całą swoją potężną objętością. Po moim ciele natychmiast rozlała się fala nieopisanej przyjemności i rozkosznego ciepła. Obie dłonie skierował w stronę mojej łechtaczki, aby jednocześnie przyciskać mnie do siebie i pieścić opuszkami palców spragnione męskiego dotyku łono. Pierwszy krzyk wyrwał się z mojego gardła wcześniej, niż się tego spodziewałam. Był doskonałym kochankiem! Gdziekolwiek ten facet zdobył taką wiedzę i takie doświadczenie w sztuce miłosnej, robił to doskonale! Wreszcie przeniósł swoje dłonie również na moje piersi, a z kolejną sekundą naszego zbliżenia, jego pieszczoty stawały się co raz to bardziej odważne i sensualne. Z każdym doskonale wyważonym ruchem, jego szerokie biodra sprężyście odbijały się od moich krągłych pośladków, zapewniając mi olbrzymią dawkę rozkoszy. Powoli wędrowałam ponad własną wyobraźnię, doświadczając przyjemności, o jakiej od dawna już nawet nie marzyłam. Rzeczywiście, był doskonały, w każdym calu. Zwłaszcza wtedy, gdy całe archiwum powoli wypełniało się krzykiem jego imienia...

„Halo! Nic Ci nie jest?”
„Co się dzieje? Gdzie ja jestem?”
„Upadłaś z drabiny i uderzyłaś się w głowę... Chyba na chwilkę odleciałaś do innego świata. Martwiłem się, że stało Ci się coś poważnego.”
Cóż, czyli to wszystko to znów wytwór mojej wyobraźni. Podziękowałam swojemu „opiekunowi” i  pospiesznie udałam się do windy.
„Zaczekaj!” - podbiegł do mnie w ostatnim momencie. „Czy nie chciałabyś może wybrać się ze mną... na kawę? A może drinka? Oczywiście zrozumiem jeśli nie...”
„Z wielką chęcią” - odpowiedziałam, a zaraz potem złożyłam na jego ustach najbardziej namiętny ze wszystkich pocałunków.
„Do zobaczenia wieczorem!”

~Fantazyjna



środa, 18 marca 2015

Kochanie zwiąż mnie

Ciemno. Jednak ciepło, przytulnie i przyjemnie. Był to jeden z tych wymarzonych wieczorów, gdy u mojego boku przystojny mężczyzna pozbawiał się kolejnych warstw ubrań. Nie miałam nic przeciwko takiemu obrotowi sprawy... w końcu sama niewiele miałam na sobie. Z nieskrywaną przyjemnością wodziłam palcami po jego muskularnym torsie, nieco spiętych barkach i szerokich ramionach. Moje wygłodniałe usta wreszcie przylgnęły do jego policzków i szyi, z każdym wilgotnym całuskiem wędrując niżej... i niżej. Przeczesałam palcami jego burzę miękkich włosów w kolorze ciemnego blondu, a on uśmiechnął się lubieżnie:
„Na co jeszcze czekasz, Skarbie...?” - wymruczał, gdy opuszkami palców przesuwałam po jego męskich klejnotach - „No dalej, weź go głęboko do ust. Robisz to perfekcyjnie.”
I właściwie mogłoby to stanowić centralny punkt naszego intymnego spotkania, gdyby nie pomysł, dość odważny, który od dawna świtał już w mojej głowie.
„Kochany... zwiąż mnie...!” - wyszeptałam mu do ucha - „Pozwól mi na tę jedną noc zostać Twoją niewolnicą, uległą służącą, spełniającą każdą, nawet najbardziej wyuzdaną zachciankę. Zwiąż mnie, a potem zrób ze mną, co tylko zechcesz!”
Zaskoczyła go moja propozycja. Do tej pory kochaliśmy się wyłącznie w sposób klasyczny, a na tematy związane z BDSM zwyczajnie nie było czasu. Dzisiejszej nocy postanowiłam jednak przeżyć coś wyjątkowego i odważyć się na więcej.
„Jesteś tego pewna?”
„Jak niczego innego w tym momencie.”
Odrobina pikanterii kusiła mnie niczym zakazany owoc w rozkosznym raju.
„Dobrze, więc. Zamknij oczy i poczekaj tu przez chwilę. Zaraz wracam.”
Posłusznie opuściłam powieki w oczekiwaniu na nadejście mojego kochanka. Usłyszałam ciche kroki, przesuwające się po drewnianej podłodze w moją stronę. Delikatnie uniósł moją głowę, zakładając na nią coś w rodzaju czarnej opaski, osłaniającej moje oczy.
„Tego nie było w umowie...” - jęknęłam, próbując zdjąć z siebie ograniczającą doznania wzrokowe przesłonę. Moje dłonie szybko jednak zostały powstrzymane przez jego silny uścisk.
„Nie sprzeciwiaj się... To ja mam władzę na Tobą. A Ty jesteś tu tylko po to, aby zaspokoić moje seksualne fantazje. Nie opieraj się... pokażę Ci, że nawet ostry seks może być przyjemny.”
Mój delikatny jak pawie piórko mężczyzna nagle stał się seksualnym demonem. Nie zwracając uwagi na moje umiarkowane przerażenie, przywiązał dłonie i stopy do przeciwległych krańców łóżka. Byłam teraz nieruchoma i całkowicie bezradna, a na dodatek kompletnie ociemniała. I chociaż taki obrót wydarzeń w towarzystwie nieznajomego mógł okazać się co najmniej ryzykowny, to jednak adrenalina, która towarzyszyła każdej sekundzie naszego zbliżenia, zwyczajnie przejmowała nade mną kontrolę. Poczułam, jak coś zimnego i twardego przesuwa się po mojej skórze... Kostka lodu? Z pewnością nie. Było suche i gładkie. Niebezpiecznie zbliżało się do moich ud. Przez chwilę zatrzymało się w okolicach łechtaczki... A kiedy nieco rozluźniłam się pod wpływem oralnych pieszczot i śmiałych pocałunków, niewielkie, zimne „coś” wślizgnęło się pomiędzy moje pośladki, a potem głębiej, w jeszcze nie odkryte rejony mojego ciała.
„Co takiego...”
„Milcz...!” - zasłonił moje usta mocnym uściskiem dłoni. Jego seksualna agresja i upodobanie dominacji jednocześnie podniecały mnie i przerażały. Dłoń z mojej twarzy zdjął dopiero wówczas, gdy nie mogłam już złapać oddechu. Musiałam być mu posłuszna, jeśli nie chciałam rozdmuchać iskierki jego brutalności do rangi pożaru. Widząc, że nie wysnuwam dalszych roszczeń wobec mojego ograniczenia swobody (o które de facto sama się prosiłam), z nastoletnim uwielbieniem rozkoszy rzucił się na moje ciało, obsypując nagie piersi, brzuch i usta plejadą łapczywych pocałunków. Jego nienasycone dłonie od czasu do czasu wymierzały w moje pośladki mocne klapsy, podczas gdy ostre zęby drażniły mlecznobiałą, delikatną skórę krągłych piersi. Wreszcie ujął mnie za biodra i przyciągnął do siebie mocno. Wbijając się w moje ciało, grube sznury jeszcze bardziej zacisnęły się wokół nadgarstków. Czułam ból i zniewalającą przyjemność jednocześnie... zwłaszcza, że dzięki metalowej zatyczce utkwionej w mojej drugiej, ciasnej szczelince, z każdym przesunięciem się sztywnej męskości w moim łonie odczuwałam podwójną dawkę przyjemności. I choć bardzo pragnęłam opleść nogami mojego kochanka, wbić paznokcie w jego kształtne pośladki... to jednak, biorąc pod uwagę moje opłakane położenie, mogłam jedynie głośno krzyczeć z rozkoszy. Seksualny dominator stawał się coraz bardziej zachłanny, traktując mnie niczym dmuchaną lalkę lub najtańszą prostytutkę. Męski, władczy, nienasycony... po prostu doskonały. Przyspieszał, dysząc ciężko i jęcząc, zaciskając dłonie na moich ramionach. Raz po raz szeptał mi do ucha niewybredne komentarze, które każda szanująca się dama winna uznać za zupełną plamę na jej honorze i dobrym imieniu. Biorąc jednak pod uwagę moje upodobania w tym zakresie, byłam wysoce zadowolona. Jego „dirty talks” tylko podkręcały szalejące we mnie morze uniesień. Im mocniejsze i bardziej zdecydowane stawało się nasze zbliżenie, tym wyżej wdrapywałam się na upragniony szczyt. Aż wreszcie wspaniały orgazm wypełnił moje całe ciało i umysł... Przed zerwaniem więzów uchroniły mnie jedynie silne barki mojego kochanka. Tak ekscytujących dreszczy i niebagatelnej przyjemności doświadczałam po raz pierwszy w życiu. Kiedy emocje nieco opadły, mężczyzna opuścił moje ciało i zdjął przepaskę z oczu. Zamiast jego przystojnej twarzy, na wysokości moich ust ujrzałam napęczniałą z podniecenia męskość. Zszokowana otworzyłam usta, a wtedy on wsunął się w nie, zupełnie pozbawiając mnie zdolności oddechu. Uwięzione dłonie nie pozwalały mi na jakąkolwiek kontrolę sytuacji. Nie zważając na moje położenie, mężczyzna z kokieteryjnym uśmieszkiem na twarzy wreszcie uwolnił moje gardło, rozlewając po rozwartych ustach, policzkach i szyi słodki, biały lukier swojej rozkoszy. Wreszcie zakończył tą bezpruderyjną zabawę i stanął nade mną, podziwiając swoje dzieło.
„Chciałbym to uwiecznić na zdjęciu. Wyglądasz teraz najseksowniej na świecie. Naga, bezbronna, cała pokryta moim uwielbieniem...”
I mimo wyraźnych sprzeciwów, wyciągnął telefon z kieszeni swojej kurtki. Rozbłysło światło flesza. PSTRYK!

„E, Paniusiu, to ile tego sznurka Pani uciąć?” - grubawy pan obsługujący klientów w sklepie ogrodniczym wyraźnie dostrzegł, że moja świadomość odpłynęła poza granice normalnej rzeczywistości.
„Ależ ja nie potrzebuję sznurka. Przyszłam tu tylko po nawóz do moich orchidei...”
„Nie? To po co stoi tu Pani i gada do siebie coś o wiązaniu?”
Zaczerwieniłam się jak mała dziewczynka i bąkając coś pod nosem, zwyczajnie uciekłam za inny regał. Ech, mam nadzieję, że niczego więcej nie wypowiedziałam głośno.



~Fantazyjna

sobota, 14 marca 2015

Taniec na rurze

Aktywność fizyczna jest bardzo ważnym aspektem mojego życia, od kiedy stałam się szczęśliwą posiadaczką firmowego karnetu. Regularne ćwiczenia, choć początkowo przysporzyły mi nieco bolesnych zakwasów, ostatecznie przyniosły swój zamierzony efekt w postaci nienagannie wyrzeźbionych ud, płaskiego brzuszka i seksownego wcięcia w talii. Im bliżej wiosny, tym intensywniejszy i bardziej złożony staje się mój trening, a mimo to wciąż nie jestem zadowolona ze stanu swoich pośladków. Swoimi zastrzeżeniami pewnego dnia podzieliłam się z jedną z ćwiczących obok mnie dziewczyn.
„Wybierz się na pole dance w naszym klubie.” - doradziła mi z uśmiechem. „Zdaję sobie sprawę, że taniec na rurze może kojarzyć się w dość jednoznaczny sposób, jednak w dzisiejszych czasach znacznie bliżej mu do kategorii sportowej... albo przynajmniej zajęć rekreacyjnych. Uwierz mi, że nic nie ukształtuje twojej pupy lepiej!”
Nie ukrywam, że jej propozycja zaciekawiła mnie znacząco. Nigdy nie próbowałam tej formy ćwiczeń, a przecież nic nie stało na przeszkodzie, aby i na tym „polu” spróbować swoich sił :)

Zgodnie grafikiem przekazanym mi przez Kasię, kolejnego wieczora wybrałam się do klubu fitness.  Pech chciał, że autobus spóźnił się, więc pod salę dotarłam niemal 15 minut po 21:00. Szybko przebrałam się w króciutkie szorty i obcisły biustonosz sportowy, a potem w tempie młodej gazeli pobiegłam w stronę sali nr 4. Zamykając za sobą drzwi nieskładnie tłumaczyłam się ze spóźnienia, lecz gdy tylko odwróciłam się, moim oczom ukazał się zdumiewający widok. Strefa pole dance była zupełnie pusta – bez trenerki i potencjalnych tancerek wydawała i ciemna i smutna. I już miałam udać się do wyjścia, gdy nagle w rogu sali zauważyłam mężczyznę w koszulce instruktora, który z pełnym zaangażowaniem poprawiał coś przy oświetleniu nad lustrami. Zatrzymałam się na chwilę, obserwując jego zniewalające bicepsy, ciasno otulone rękawkami czarnej koszulki. Wreszcie zauważył moje odbicie w lustrze i serdecznym tonem głosu zapytał:
„Mogę Ci jakoś pomóc?”
„Zdaje się, że pomyliłam sale. Szukam zajęć z pole dance.”
„Nie, nie! Sala jest ok. Po prostu dziś zajęcia są odwołane. Nie wiedziałaś?” - zapytał, zbliżając się w moją stronę. Z bliska był jeszcze bardziej zniewalający, pachnący drzewem aloesowym i korą cynamonowca. Jeden z moich ulubionych męskich zapachów...
„Niestety. To miałby być moje pierwsze zajęcia, a dopiero wczoraj dowiedziałam się o nich.” - przyznałam szerze.
„Wiec jeszcze nigdy nie miałaś styczności z tą formą ćwiczeń?” - zagadnął kokieteryjnie, zbliżając się do mnie na całkiem nieprzyzwoitą odległość.
„N..n..nie...” - wyjąkałam nieśmiało.
„Spróbuj. Masz całą salę do dyspozycji. Czasem podpatruję zajęcia swojej koleżanki instruktorki... więc mogę pokazać Ci parę trików. Jeśli nie masz nic przeciwko, oczywiście.” - wyszeptał wprost do mojego ucha, przeczesując palcami zmierzwione włosy. Napięcie, które natychmiast pojawiło się między nami, wprost sparaliżowało moje ciało... Ale nie tylko dlatego nie mogłam i nie chciałam mu odmówić. Zdaje się, że oboje nabraliśmy ochoty na nieco bardziej odważy wymiar ćwiczeń.
„Spójrz. Opierasz się rękami i unosisz... o tak!” - z zadowoleniem obserwował moje mniej lub bardziej udane próby naśladowania tancerek go-go. I choć robiłam to po raz pierwszy, czułam się tak, jak gdybym na srebrzystej, chłodnej rurze spędziła całe lata swojej młodości. Odwagi zdecydowanie dodawała mi doskonała publiczność w osobie seksownego, młodego trenera, który nawet nie starał się ukryć widocznych przejawów „rosnącego” zainteresowania moją osobą. Z minuty na minutę mój taniec stawał się coraz bardziej śmiały i wyuzdany, a narastające we mnie podniecenie podpowiadało mi kolejne elementy sensualnego układu. W prawdzie wciąż istniało ryzyko, że ktoś nakryje nas na tej niepoprawnej zabawie, ale ów drobny szczegół tylko karmił mnie coraz to większymi dawkami adrenaliny. Powoli i delikatnie zsunęłam z siebie króciutki top, ukazując swojemu widzowi kształtne i ponętne piersi, namiętnie wcielając się w rolę ekskluzywnej tancerki podczas prywatnego pokazu. Ośmielony bezpośrednim zaproszeniem do zabawy, wreszcie podszedł bliżej. W rytmie sensualnej muzyki, zachłannie całował moje sutki, usta i pępek, wędrując ciepłym języczkiem w coraz bardziej intymne sfery mojego rozgrzanego ciała. Zwinnym ruchem wsunął swoją pewną dłoń pod elastyczny materiał szortów i zacisnął ją na nagim pośladku.
„Byłaś wspaniała, wiesz? Zaraz pokażę Ci, jak bardzo podobasz mi się w nowej roli.”
To mówiąc, szybko pozbawił mnie resztek garderoby, nie przerywając tej wspaniałej gry pocałunków i drobnych pieszczot. I kiedy on mocował się ze swoim rozporkiem, złapałam się mocno metalowej rury, seksownie wypinając pośladki w jego stronę. Bez słowa przyjął moje zaproszenie i powoli zagłębił się wewnątrz mojej wilgotnej i ciepłej szczelinki. Układając obie dłonie na moich biodrach, jeszcze mocniej przycisnął się do mojego ciała, jak gdyby pragnął poczuć mnie jeszcze głębiej, jeszcze intensywniej. Przez drżące uda natychmiast przelała się fala niekończącej się rozkoszy, której oboje nie byliśmy w stanie znieść. Ogarnęła nas nastoletnia euforia, a cała sala wypełniła się naszymi przyspieszonymi oddechami, seksownymi pomrukami i wyrywającymi się z gardeł okrzykami przyjemności. Był tak skrupulatny i uważny w swoich pieszczotach! Nie tylko posiadał moje ciało we władanie, ale i otulał je doskonałym masażem, ciepłym dotykiem, słodkimi pocałunkami. Z każdą sekundą nasze szaleńcze tempo stawało się coraz szybsze, gdy oboje zatracaliśmy się  w absolutnie doskonałym, erotycznym tańcu naszych ciał. Perfekcyjnym, gorącym, wyuzdanym. Po prostu – naszym.

„Więc jak? Przyjdziesz?” - z głębokiego zamyślenia wyrwał mnie głos koleżanki. Natychmiast zdałam sobie sprawę, że od dłuższego czasu po prostu wpatruję się w ciemniejącą dal za oknem.
„Jasne! Jutro o 21:00?”
„Nie jestem pewna, bo nasza instruktorka ostatnio chorowała. Zadzwoń po południu i dowiedz się.”
Oczywiście, że wcześniej się upewnię. Nie miałabym najmniejszego powodu, by przyjeżdżać tu, gdy nie ma zajęć... nieprawdaż? ;)



~Fantazyjna

środa, 11 marca 2015

Wirtualny kochanek

Tik-tak... tik-tak... tik-tak... Wiekowy zegar prababci tykał niemiłosiernie głośno. Zazwyczaj nocne odgłosy wskazówek nie wyprowadzają mnie z równowagi, jednak ubiegłej nocy nawet miarowe skrzypienie podłogi działało drażniąco na mój wyjątkowo wrażliwy zmysł słuchu. Naciągnęłam więc kołdrę na głowę... Niestety. Pomimo usilnych prób zapadnięcia w kojący stan snu, przez większość nocy nie udało mi się zmrużyć oka. Nie myślcie sobie, że to koniec przykrych doświadczeń! Och, nie! Mniej więcej po północy, moją świadomość zaczęły nawiedzać depresyjne myśli o starości, chorobach i samotności. Wijąc się pośrodku puszystej pościeli, zastanawiałam się nad sensem potrzeby istnienia drugiej połówki w moim życiu. Zdaje się, że bycie wiecznym singlem drażni mnie co raz bardziej, choć codziennie próbuję wmówić sobie zgoła odmienny stan rzeczy. Jakkolwiek każdego dnia posiadam inne poglądy w tej materii, jedno jest pewne – samotna bezsenność jest o wiele gorsza do przetrwania, niż jej wariant „niesamotny”, bezsprzecznie związany z istnieniem ciepłych, męskich ramion w zasięgu mojego ciała...

Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk nadchodzącej wiadomości SMS. Zdziwiłam się, bowiem żaden z moich znajomych i rodziny nigdy nie rozmawiał ze mną o tak późnej porze. Było to dla mnie niemal oczywistą kwestią, że owo denerwujące migotanie diody telefonu spowodowała niechciana propozycja wysokopłatnej subskrypcji horoskopu. Jakież zdziwienie wymalowało się na mojej twarzy na widok nadawcy wiadomości! Oto jeden z popularnych serwisów randkowych poinformował mnie o konieczności odwiedzenia swojej skrzynki mailowej w poszukiwaniu najświeższej wiadomości od potencjalnego pretendenta do mojej ręki. Przez kilkadziesiąt sekund gapiłam się w równiutkie rzędy literek, nie rozumiejąc właściwego sensu analizowanych zdań. Aż wreszcie dotarło do mnie, że nadarzyła mi się niepowtarzalna okazja na niewinny nocny flirt. Nie mogłam przecież przewidzieć, że ta drobna konwersacja szybko przerodzi się w wyjątkowo pikantny epizod...

Zgodnie z zapowiedzią portalu, w jednej z dedykowanych wiadomości odnalazłam imię (Alexander) i załączony login. Chociaż zdrowy rozsądek podpowiadał mi rezygnację z rozmowy z nieznajomym w środku nocy, to jednak ciekawość wzięła nade mną górę. Niestety, nie sposób zaprzeczyć, że moje ochocze podejście do tej kwestii częściowo wynikało z wszechobecnej i wszechogarniającej nudy. W tamtej chwili zrobiłabym dosłownie wszystko, byleby tylko nie leżeć w swoim ziejącym pustką łożu. Ostrożnie przepisałam dość skomplikowany nick w okienku programu i wysłałam pierwszą wiadomość...

Pobieżne powitanie. Nieśmiałe pytania o wiek, zawód, hobby, pasje... i  wiele wiele innych, nieprzydatnych aspektów życia. Dzięki nim udało mi się zgromadzić kluczowe informacje dotyczące mojego nowego, wirtualnego przyjaciela. O ile nie nakarmił mnie stekiem zmyślonych informacji, Alexander jest 40-letnim, samotnym maklerem giełdowym – obrzydliwie bogatym, szarmanckim, ciepłym mężczyzną, ale i wyluzowanym typem macho.
„Jestem przystojny...” - napisał wreszcie. A ja uznałam to za przejaw narcystycznego uwielbienia swojej osoby. Od razu przystąpiłam więc do ataku na jego wyidealizowany świat rozmaitych aspiracji, podważając każdą myśl i tezę, którą starał się we mnie zaszczepić w każdej wiadomości. Minęło trochę czasu, nim zorientował się w mojej nagłej zmianie tonu konwersacji.
„Jesteś bardzo spięta... Masz jakiś problem?” - zapytał wreszcie. „Wydajesz się być wyjątkowo sfrustrowana dzisiejszej nocy... jeśli mógłbym Ci jakoś pomóc... porozmawiać...”
Ha! Pomóc? A niby jak? Czy obcy człowiek, który prawdopodobnie wymyślił cały swój życiorys w celu zaimponowania przypadkowej dziewczynie z internetu, może wiedzieć, jak boli samotność?
„O ile nie jesteś Morfeuszem i nie zabierzesz mnie do krainy snu, to tylko zmarnujesz swój cenny czas.” - odpisałam z przekąsem. Alexander nieporównywalnie długo rozmyślał nad stosowną ripostą, aż wreszcie ujawnił swoją zaskakującą propozycję:
„Morfeuszem może i nie jestem. Zakładam też , że daleko mi do Zeusa i Apollona. A mimo to potrafię Cię zanieść nawet dalej, niż sięga Twoje poznanie zmysłowe i bogata wyobraźnia...”
Nie sposób było powstrzymać kołatania serca na widok tej jakże niedwuznacznej sugestii! Niegdyś już próbowałam takiej formy „rozrywki” i – o dziwo – byłam całkiem zadowolona z efektu końcowego. W tej sytuacji pozostało mi tylko zgodzić się na rozmowę video. Oczywiście międzyczasie zamieniłam wyciągniętą piżamkę na sensualny komplet bielizny, a kubek melisy na szklaneczkę schłodzonej whisky. Nim w moim laptopie odezwał się charakterystyczny dźwięk przychodzącego połączenia, połowa jej zawartości zwyczajnie zniknęła. Ośmielona  i rozluźniona łagodnym stanem upojenia, pozwoliłam sobie na odebranie rozmowy.... I wtedy zrozumiałam, że Alex nie kłamał – a zwyczajnie nie w kwestii swojego wyglądu. Miał boskie, wyrzeźbione ciało, niczym model z katalogu Calvina Kleina, bujną, kasztanową czuprynę i zniewalające, błękitne oczy. Słowem – przystojny, to zbyt skromne określenie padające pod adresem takiego ideału mężczyzny. Widząc mój olbrzymi szok i zakłopotanie, zaśmiał się perliście:
''Moja dziewczynka jest zawstydzona! Ach... tak cudownie się rumienisz... to takie... podniecające.”
Jego spojrzenie wciąż świdrowało mój obraz po drugiej stronie ekranu w taki sposób, że pomimo obecności bielizny czułam się zupełnie naga. Serce biło mi jak oszalałe, dłonie drżały wymownie, a między udami powoli rozpływała się dobrze mi znana fala ciepła.
„Zrzuć to z siebie, Kochana... pokaż mi, jaka jesteś piękna.” - wymruczał przysuwając swoją kamerkę w stronę wydatnych bokserek. Z wypiekami na twarzy powoli rozpinałam biustonosz, spoglądając lubieżnie w stronę kamerki, jak gdyby to jego męskie dłonie w pośpiechu zdzierały ze mnie warstwy zbędnego materiału. Postanowiłam więc nieco podkręcić atmosferę. Swoje koronkowe stringi zdejmowałam więc tak, aby jak najdłużej delektować jego oczy tym wyuzdanym obrazem kobiecych paluszków, które zwinnie wślizgują się na wilgotny już wzgórek rozkoszy. Im bardziej oddawałam się swoim pieszczotom, tym większa stawała się zawartość jego bielizny. Nie czekając na moje wyraźne polecenie, wirtualny kochanek wreszcie rozpoczął intensywny masaż swojej imponującej męskości, wydając przy tym wyraźne pomruki przyjemności. Doskonale widziałam, jak jego muskularne podbrzusze napina się się w słabym świetle lampki, eksponując przy tym zniewalające mięśnie brzucha.
„Gdybyś tylko mogła tu być... i wziąć go do głęboko... do ust.” - szeptał lubieżnie w moją stronę.
„Wyglądasz smakowicie...” - mruczałam, wijąc się niczym seksowna kotka i zasysając wskazujący paluszek w ustach. Każdy z moich pozornie niewinnych ruchów wywoływał w nim zauważalne dreszcze przyjemności, które powoli prowadziły go na szczyt. Niewiele trzeba było, abym i ja pogrążyła się w seksualnym plateau. Bardzo szybko zatraciłam się w bezpruderyjnych podszeptach swojej wyobraźni. Chociaż Alex znajdował się dziesiątki, a może setki kilometrów ode mnie, to coraz wyraźniej czułam jego gorące dłonie, z taką czułością oplatające uda i piersi. Moje spragnione paluszki w jednej chwili stały się jego zwinnym języczkiem i ciepłymi ustami, rozlewającymi po moim łonie falę nieokiełznanej rozkoszy. Kroczek po kroczku wspinałam się na szczyt, zapominając o otaczającym mnie świecie i mężczyźnie, wpatrującego się w moją seksualną ekstazę po drugiej stronie monitora....

Już po wszystkim, dysząc ciężko, bez słowa wymienialiśmy pozbawione wstydu spojrzenia. Oboje byliśmy pewni, że nie był to nasz ostatni raz. Ta fala energii, która przepłynęła właśnie przez nasze ciała z taką idealną synchronicznością i mocą, przez długi jeszcze czas nie ulegnie zapomnieniu. Jestem tego pewna, jak niczego innego w moim życiu.


~Fantazyjna

sobota, 7 marca 2015

Zamiłowanie mężczyzn do pieszczot piersi

To miała być rutynowa kontrola moich piersi. Od kiedy ciocia Basia ze strony mamy przeszła podwójną mastektomię z powodu guzów nowotworowych, raz do roku przeprowadzam badanie ultrasonograficzne w prywatnym gabinecie doktora K. Doktor K. to człowiek, który na medycynie „zjadł zęby” - dosłownie, bowiem śnieżna biel jego sztucznych koronek od razu rzuca się w oczy. Nie stanowi to jednak gorszącego uszczerbku dla mężczyzny, który liczy sobie już ponad 50 lat. Jest to specjalista jedyny w swoim rodzaju, bardzo uważny i rzeczowy, rozwiewający wszelkie wątpliwości swoich pacjentek. W sprawach swojego zdrowia ufam tylko poradom doktora K., a trzeba przyznać, że jego wiedza jest naprawdę interdyscyplinarna. To prawdziwy miłośnik swojego fachu. Widać to w jego sumiennej pracy.

Doktor K. jest również doskonałym nauczycielem. Podczas dzisiejszej wizyty miałam okazję poznać jednego z jego podopiecznych. Świeżo upieczony lekarz medycyny kształcił się pod okiem swojego mentora, nabywając stosownych umiejętności praktycznych. Na imię miał Maciej – był małomówny i bardzo nieśmiały. W niczym nie przypominał swojego mistrza, który dobrym humorem i zamiłowaniem do rozmowy czynił każdą wizytę na kształt przyjemnego spotkania z dobrym znajomym. Choć obecność studenta Macieja wprawiała mnie w niewielkie zakłopotanie, to jednak bez ociągania się zdjęłam bluzkę, a potem biustonosz. W tym momencie telefon doktora zawibrował, wydając z siebie popularną melodyjkę zespołu „Savage”.
„Wybacz, Kochana, to telefon od ordynatora. Muszę odebrać.” Nie czekając na pozwolenie, wybiegł z gabinetu, a za nim potruchtał wstydliwy Maciek, zdaje się, w charakterze małego pieska. Niepyszny wrócił na swoje miejsce po około 3 minutach, przekazując mi drżącym głosem „przerażające” w jego uznaniu informacje:
„Doktor K. kazał mi Panią zbadać...” - wydukał przez zaciśnięte zęby.
„Powierzam się w Pańskie dłonie, panie Macieju. O ile umie pan obsługiwać już aparat do USG.” - zaśmiałam się, eksponując przed nim swoje krągłe, nagie piesi. Wpatrywał się w nie zahipnotyzowany, aby wreszcie otrząsnął się i ponownie wydobył z siebie drżący głos.
„Ja bardzo przepraszam... i zrozumiem, jeśli Pani odmówi, ale doktor K. kazał przeprowadzić mi badanie manualne... to znaczy rękami.”
Jego policzki natychmiast pokryły się rumieńcami. Zaopatrzył się więc w parę nitrylowych rękawiczek i przystąpił do ich badania. Ja w tym czasie ze stoickim spokojem wpatrywałam się w jego wyjątkowo urodziwą buźkę. Zazwyczaj nie gustuję w tak młodych facetach, ale Maciej był materiałem na naprawdę atrakcyjne ciasteczko. Za kilka lat mogłabym go schrupać ze smakiem... Moje nieokiełznane myśli, w połączeniu z pieszczotliwym dotykiem jego dłoni, bardzo szybko wyzwoliły we mnie potężną dawkę erotycznych dreszczy. Gdy mężczyzna zauważył, że moje sutki zdecydowanie stwardniały, a spojrzenie stało się wyraźnie pożądliwe, jego ruchy stały się znacznie bardziej śmiałe i zdecydowane. Bardzo długo powstrzymywał w sobie tę żądzę, jednak widząc, jaką przyjemność sprawia mi jego dotyk, z nieskrywaną przyjemnością wessał się w sterczące sutki. Poddając się tej niesamowicie przyjemnej pieszczocie, odchylając głowę do tyłu zauważyłam, że przez bawełniany, biały, lekarski uniform mojego adoratora prześwieca wyraźna erekcja! Najwidoczniej, dla niego taka zabawa była równie przyjemna... a może nawet bardziej! Nie mogłam wprost uwierzyć, z jaką pieczołowitością i troską poświęcał się sensualnemu masażowi mojego biustu, z jakim smakiem scałowywał perfumy z ciasnej szczelinki pomiędzy krągłymi wzgórkami. Moje piersi stały się dla niego pełną inicjacją z prawdziwą kobietą, niewyobrażalnie ekscytującym zbliżeniem... zaskakującą dawką rozkoszy.

Po takim wstępie przystojny Maciej nabrał ochoty na więcej, bowiem jego „syntetyczna” rączka powędrowała wprost pod moją spódniczkę. Musiałam jednak zachować zimną krew. Doktor K. mógł wrócić w każdej chwili. Sprowadziłam więc trwającego w miłosnym amoku chłopca na ziemię, nagradzając go namiętnym pocałunkiem i subtelnym, niby przypadkowym muśnięciem jego krocza.
„Przepraszam, nie powinienem był tego robić...” - wreszcie wybąkał zawstydzony. „Ale Twoje piersi są... są obłędne! Takie jędrne i cudowne. Nie mogę przestać ich dotykać!”
Cóż, wobec tak zasadnych argumentów, po prostu musiałam mu wybaczyć...


~Fantazyjna

środa, 4 marca 2015

Pamiętajmy, że trzeba się badać

„Przykro mi, ale jestem niemal przekonany, że ma Pani raka...” - ta wiadomość spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Po raz pierwszy w życiu odważyłam się na cytologię, gdyż do tej pory swojego ginekologa odwiedzałam głównie w celach towarzyskich. Nim wybuchłam rzęsistym płaczem, zdążyłam tylko zadać bardzo pesymistyczne pytanie:
„Czy ja umrę? Ile czasu mi zostało?”
„Droga Pani, za wcześnie jeszcze na takie rokowania. Trzeba wykonać biopsję i... możliwe, że chemia... skutki są różne... tak czasem bywa... czasem śmierć.” - do moich uszu docierały jedynie strzępki informacji, wypowiadanych przez specjalistę. Mój świat runął... Jestem sama jak palec. Umrę, nie pozostawiając po sobie potomka. Kto wtedy zapali znicz na moim grobie?

Nie pamiętam, w jaki sposób dotarłam do domu. Jedyną czynnością, na jaką było mnie wówczas stać, to pilny telefon do szefa z informacją o koszmarnej grypie. Zwolnienie obiecałam dostarczyć przy okazji. O ile Daniel połknął haczyk, podobnie jak wszystkie inne moje koleżanki po fachu, o tyle jedyną osobą, która doszła do słusznego wniosku, że „coś jest ze mną nie tak”... był Tomek. Ten tajemniczy mężczyzna, który posiada swoje biurko naprzeciwko mnie, a który pracuje z nami przecież od niedawna. Paradoksalnie, zna mnie najkrócej, jednak to nie przeszkadzało mu bez zastrzeżenia ocenić powagę mojej sytuacji. Tak więc jego wizyta zdawała się nieuniknioną formalnością.

DING DONG! Dokładnie trzeciego dnia mojej nieobecności w pracy pojawił się pod drzwiami. W ręku trzymał słoiczek miodu i ukochane przeze mnie donuty z różową polewą. Zawahałam się przez chwilę, zwyczajnie nie chcąc pokazywać się mu w tak opłakanym stanie. Doceniając jednak jego poświęcenie, wynikające z faktu podróży na drugi koniec miasta w godzinach szczytu, ostatecznie otworzyłam drzwi i schroniłam się w cieniu korytarza.
„Cześć... Mogę wejść?” - zagadnął mnie z uśmiechem.
„Tak, zapraszam...” - odparłam nieśmiało. Dopiero w jasnym salonie zauważył moje podkrążone oczy, tłuste włosy i rozciągniętą piżamę. To musiał być zatrważający widok. Dodatkowo, w całym mieszkaniu panował koszmarny bałagan. Było mi okropnie wstyd – nie wiem, czy bardziej z powodu mojego wyglądu, czy raczej stanu otoczenia. Za to on... wyglądał dziś inaczej niż zazwyczaj. Elegancki, pachnący, zabójczo przystojny.
„Nie spodziewałam się Twojej wizyty... czy nie będzie Ci przeszkadzało, jeśli wezmę teraz szybką kąpiel i doprowadzę się do porządku?” - zapytałam cichutko.
„Jasne, zaczekam na Ciebie. I pozwolisz, że zrobię nam obojgu... herbaty” - mówiąc to, zauważył właśnie opustoszałą butelkę Jacka Daniel'sa, a ja speszona uciekłam do łazienki.
Zamiast kąpieli uraczyłam się zimnym prysznicem i przebierając się w świeżą koszulkę i spodenki, udałam się do pokoju. Zauważyłam, że Tomek w osłupieniu wpatruje się w ekran mojego laptopa, na którym, drukowanymi literami wyświetlał się napis „Jak pokonać raka szyjki macicy?” oraz „Zaawansowane metody leczenia niekonwencjonalnego mogą przedłużyć Ci życie nawet o dwa lata!”. Gdy tylko zauważył moją obecność, podbiegł do mnie i mocno złapał za ramiona. W jego silnym uścisku pozostawałam bezsilna, niczym mała dziewczynka.
„Nie! Powiedz, że to kiepski żart! Przecież jesteś taka młoda... taka piękna... dlaczego akurat Ty!”
„Nie mam pojęcia...” - dukałam przez łzy - „Ale to wszystko moja wina! Gdybym badała się regularnie, może nie doszłoby do tak drastycznej sytuacji.”
Przez chwilę znieruchomiał, a potem mocno przytulił mnie do swojego torsu.
„Być może nie jest to najlepszy moment na takie wyznanie, ale jesteś dla mnie ważna. Nie wiem, chyba się zakochałem... Jesteś taka niewinna... Nie zostawiaj mnie, proszę... nawet jeśli nigdy mnie nie zechcesz...”
Moje serce z żalu pękało na pół. Miałam tylko jedną szansę i być może niewiele czasu. To po prostu się stało – on i ja, na łóżku w sypialni, pośrodku aptecznych ulotek i opróżnionych szklanek alkoholu. Nie zaprzestając płomiennych pocałunków, opadliśmy na ogniście czerwoną pościel. W pośpiechu zrywaliśmy siebie ubrania, spragnieni rozkoszy, tak jak zagubiony wędrowca na pustyni pragnie chłodnego źródła. Oboje marzyliśmy dokładnie o tym samym – zatracić się w tym szaleństwie aż do końca naszych... moich dni. Oddając się jego rozpalonym dłoniom i zwinnemu języczkowi, który właśnie zawzięcie pieścił każdy z moich otworków,  właściwie zapominałam o fakcie, że być może jestem śmiertelnie chora. A kiedy byłam już gotowa na przyjęcie jego imponującego przyjaciela, delikatnie wsunął się we mnie, racząc moją szyję milionem pocałunków.
„Jesteś taka doskonała...” - szeptał mój kochanek, przesuwając się we mnie coraz szybciej.
„Jest mi z Tobą tak dobrze...” - mruczałam wprost do jego ucha, jednocześnie wbijając paznokcie w kształtne, męskie pośladki. Pragnąc sprawić mi jak najpełniejszą rozkosz, wolną dłonią zataczał subtelne kółka na moim guziczku rozkoszy. To właśnie podwójna stymulacja sprawiła, że swoją cząstkę rozkoszy cielesnej przeżyłam szybciej, niż bym się tego spodziewała... On również nie mógł powstrzymać wzbierającej się w nim fali przyjemności. Szczytował wewnątrz moich ust, wsuwając się bardzo głęboko, jak gdyby każda kropelka jego cennego, życiodajnego płynu, mogła mnie w jakikolwiek sposób uzdrowić. Bo przecież nie wyobrażał sobie życia beze mnie...

Taka sytuacja mogłaby miejsce, jeśli oczywiście nie byłaby jedynie tworem mojej dziwacznej wyobraźni. Całe szczęście, przykładam ogromną wagę do profilaktycznej kontroli mojego zdrowia, i nie tylko cytologię wykonuję regularnie. Dzięki temu mam pewność, że moje ciało wciąż funkcjonuje poprawnie, a wszelkie nieprawidłowości zawsze zostaną wyeliminowane, nim zaczną stanowić wyraźne zagrożenie. I taka zasada dotyczy nie tylko pań, ale coraz częściej panów, którzy (jak wskazują statystyki) do kwestii medycznych podchodzą wyjątkowo sceptycznie. Dbanie o siebie kosztuje naprawdę niewiele, a czasem może uratować ludzkie istnienie. Na prawdę warto się zastanowić.

A wracając do kwestii Tomasza... cóż. Mam nadzieję, że nawet na zdrową-mnie wreszcie zwróci uwagę. Jest naprawdę przystojny.

~Fantazyjna.