Kroczyliśmy przez stwardniałą od mrozu ziemię, a pod butami
trzaskały nam wysuszone fragmenty kory i gałęzi. Robiło się coraz ciemniej i
chłodniej, a końca naszej wędrówki wcale nie było widać. Czułam niemiłosierne
zmęczenie, a jedyną rzeczą, o której teraz marzyłam, była gorąca herbata, dobra
książka i puszysty koc. Mans, widząc jak leniwie włóczę stopami po trudnym
gruncie, od czasu do czasu przyciągał mnie do siebie, całował w czoło i
mruczał:
„Już niedaleko. Ale jeśli opadniesz z sił, poniosę Cię na
rękach.”
To jasne, że nie chciałam mu pozwolić na taką męczarnię
(choć w rzeczywistości ważę niedużo) i dlatego dziarsko zbierałam siły na
dalsze etapy wędrówki. Po około dwóch godzinach od opuszczenia przydrożnej
karczmy, Mans zatrzymał się i rozejrzał dokoła.
„Zamknij oczy! I obiecaj, że nie będziesz podglądać. To
niespodzianka!”
Już samą niespodzianką dla mnie była moja własna reakcja na
propozycję wyjazdu z mężczyzną, którego przecież znałam bardzo krótko.
Jednakże, skoro przebyłam już tak długą drogę, warto było zaufać losowi raz
jeszcze... Posłusznie zacisnęłam powieki i nakryłam je dłońmi. Mans uniósł mnie
na rękach i począł pewnie iść przed siebie. Przeszedł przez lekko skrzypiącą
bramkę, a potem usłyszałam szczęk klucza w drzwiach i piskliwe zawodzenie dawno
nienaoliwionych zawiasów. Postawił mnie na ziemi, a moje nozdrza nagle uderzył
zapach żywicy, drewna i wyprawionej skóry. Powoli otworzyłam powieki...
Znajdowałam się we wspaniałym, drewnianym domku, pośrodku
dziennego pokoju, połączonego z nowoczesnym aneksem kuchennym. W salonie, poza
skórzaną kanapą i pękatymi poduszkami, znajdował się także olbrzymi telewizor
plazmowy, stolik do kawy i kominek. Za przeszklonymi drzwiami umiejscowiona
została prywatna sauna, a obok łazienka z jacuzzi. Ręcznie wykonane schody
prowadziły na górę, do nie całkiem zabudowanego poziomu na antresoli, gdzie
znajdowała się mała sypialnia, lecz z całkiem pokaźnym łóżkiem. Aż odebrało mi
głos z wrażenia... Wyjrzałam przez okno – takich domków było więcej! A przed
nimi turyści, rodziny z dziećmi, ochrona, samochody i quady. Wyglądało to
niczym tętniąca życiem osada w środku lasu.
„To ośrodek wypoczynkowy mojego ojca. Kiedyś pewnie go
odziedziczę, ale na razie mam inne rzeczy na głowie.”
Zupełnie nie słuchałam jego opowieści. Z entuzjazmem małej
dziewczynki biegałam po apartamencie, przeczesując każdy jego kąt.
„Jak tu pięknie!” - piszczałam wniebowzięta - „Rozpal w
kominku! Ogrzejmy się trochę... jak ślicznie! Jak przytulnie!”
„Spokojnie, Skarbie...” - Mans przygarnął mnie do siebie -
„Chodźmy na kolację do pobliskiej stołówki, na terenie ośrodka. Serwują tam
naprawdę pyszne jedzenie. A przy okazji zgarniemy jakieś wino na wieczór.”
Niechętnie opuściłam tak piękne miejsce.
Najedzeni i zrelaksowani powróciliśmy do domku, gdy było już
zupełnie ciemno. Mans przyniósł ze sobą, poza winem, cały koszyk niewielkich
polanek, by podnieść temperaturę w naszym otoczeniu przynajmniej o 20 stopni w
górę! Dzięki doskonałej cyrkulacji powietrza, już po rozpakowaniu walizki
mogłam udać się do łazienki w celu zażycia kąpieli. W tym czasie Mans zdążył
już wziąć prysznic i nieco ponudzić się w samotności przed kominkiem.
Po wieczornej toalecie Mans zaproponował, aby wina napić się
właśnie w jacuzzi, którego jeszcze nie testował. Oczywiście przystałam na tę
propozycję, bowiem taki scenariusz wieczora na myśl przywodził mi hollywoodzkie
produkcje, w których długonogie blondynki popijają różowe drinki w ekskluzywnym
i drogim basenie z masażem perełkowym. Od zawsze chciałam tego spróbować.
Pozostawał jeszcze jeden problem - nie miałam przy sobie bikini! Wejść w
bieliźnie, czy zrzucić ją i niczym naga
nimfa popijać trunek w wannie pełnej musującej wody? Z oczywistych względów
wybrałam tą drugą opcję. Zanim jednak Mans pojawił się w pokoiku z jacuzzi, szybko
zrzuciłam z siebie bieliznę i wskoczyłam do przyjemnie gorącej wody. Chwyciłam
w dłoń kieliszek, który przygotował wcześniej mój luby i oddałam się tej
słodkiej rozpuście. Znów było mi przyjemnie i błogo... zwłaszcza, że
wydobywające się z dna bulgoczące kule powietrza z ozonem wspaniale masowały moje obfite piersi i
nabrzmiałą, bardzo wrażliwą łechtaczkę. Lepszego wieczora zwyczajnie nie mogłam
sobie wymarzyć... Mans zjawił się dosłownie za kilka minut, odziany w same
bokserki. Pomimo, iż w pomieszczeniu panował półmrok (jedynym źródłem światła był mały kinkiecik
na drewnianej ścianie) to i tak udało mi się zaobserwować pokaźną erekcję pod
jego czarnymi bokserkami. Nie dałam po sobie poznać zainteresowania tą częścią
ciała, bowiem ponownie mógłby mnie uznać za niezłą dewiantkę. Tymczasem to on
okazał się bardziej bezwstydny niż kiedykolwiek, na moich oczach obnażając się
i zanurzając prężącą się w moim kierunku męskość dokładnie na miejscu obok
mnie. Pod spienioną wodą widać było już niestety niewiele, ale nawet ten krótki
moment widoku jego nagości doprowadził mnie na zmysłowe szczyty uniesień.
„Wypijmy nasze zdrowie...” - wyrecytował zadowolony, biorąc
w dłoń drugi kieliszek różowego wina i stukając nim o cienką taflę mojego
szkła. Umoczył swoje usta w doskonałym alkoholu, oblizując je lubieżnie. Wciąż
świdrował wzrokiem moje rozmoknięte kosmyki włosów i lekko prześwitujące spod
piany krągłe piersi. Opróżnił kieliszek i odłożył go na bok, po czym przysunął
się do mnie. Otulił mnie swoim ramieniem ciasno i szczelnie, jak gdyby obawiał
się, że mogę mu uciec. Jego dłoń instynktownie powędrowała na moją pupę, a usta
z uwielbieniem wpiły się w gładką i pachnącą szyję, obsypując ją milionem
kuszących pocałunków. Temperatura pomiędzy nami wciąż wzrastała... aż wreszcie
upał stał się nie do wytrzymania. Osuszyłam cały kieliszek, odstawiłam i
natychmiast skierowałam swoje dłonie ku jego fascynującym bicepsom i
muskularnemu torsowi. Delikatnie stymulowałam go paznokciami i opuszkami
palców, a w tym czasie dłonie Mansa powędrowały pomiędzy moje uda, zabawiając
się figlarnie z najwrażliwszą częścią mojego kobiecego ciała... Pod opuszkami
wyczuł, jak bardzo jestem gotowa na dalsze przeżywanie tych emocjonujących
momentów. Palcami wpełznął pomiędzy moje włosy, po czym zacisnął je w garści i
przywiódł ku sobie moją głowę, szepcząc:
„Pragnę Cię...”
A więc nasze pragnienia ku sobie były wspólne, niezakłócone
i czyste jak północne powietrze. Złagodniałam, pozbyłam się zahamowań i
zdecydowałam oddać się bez reszty. Widząc moją uległość i bierność, Mans uniósł
lekko moje ciało pod wodą i nabił na swój sztywny pal, przyjmując ułożenie na
jeźdźca. Seks w tej pozycji nie sprawiał nam większego problemu, bowiem siła
nośna wody pozwalała na swobodne i dowolne unoszenie, a potem opadanie mojego
ciała. Podczas gdy ja przeczesywałam jego blond kosmyki nienasyconymi palcami,
on wpijał swoje głodne usta w moje sterczące sutki i oblizywał je ze smakiem.
„Moja Mała...” - mruczał zduszonym głosem - „Mój śliczny
Skarbie...”
A potem wziął mnie od tyłu. Rękoma oparłam się o brzeg
wanny, kiedy razem uklękliśmy na miejscu przeznaczonym do siedzenia. Ponownie
zanurzył się w moim łonie, choć tym razem znalazł się nieco głębiej i
dokładniej wypełnił całą moją ciasną, lecz ciepłą i rozkoszne smaczną
szczelinkę. Posuwał się we mnie powoli, ze stosowną namiętnością i rozkoszą,
która płynęła z każdego jego dotyku, złożonego na moich biodrach, pośladkach i
podbrzuszu. Zamykałam oczy, pragnąc czerpać jak najwięcej przyjemności ze
zbliżenia z tak doskonałym mężczyzną, jednocześnie zapobiegając zbyt szybkiej
wędrówce na szczyt orgazmicznych doznań. Wreszcie Mans głośno jęknął, a potem
nieco przyspieszył, zaciskając jedną z dłoni na mojej piersi. Dał mi tym do
zrozumienia, że jest już blisko kresu wytrzymałości i zaraz TO nastąpi.
Uwolniłam swoje ciało z psychicznych więzów i sama dałam się ponieść tej fali.
Poszybowałam w górę z prędkością odrzutowca, głośno jęcząc i wyginając całe
ciało w seksowny łuk. Impulsacje mięśni mojej pochwy na tyle pobudziły posiadającego
mnie mężczyznę, że i jego usta wydały cichy dźwięk rozkoszy... zaraz po tym
poczułam, jak moje wnętrze wypełnia się ciepłą i kremową esencją jego męskości.
Tak bardzo zadziałało to na mnie, że skuliłam się niczym mała dziewczynka,
przeżywając kolejne spektrum doskonałej, cielesnej rozkoszy.
Przez resztę nocy rozmawialiśmy, śmialiśmy się i czule
pieścili dotykiem swoje ciała. Zasypiając nad ranem przed kominkiem, gdy już
prawie odpływałam w ramiona Morfeusza, Mans szepnął mi do ucha:
„Mógłbym spędzić z Tobą resztę życia. Jesteś spełnieniem
moich marzeń...”
Był zaskoczony, kiedy zorientował się, że nie śpię i
odwracając się ku jego twarzy złożyłam na tych wydętych, bladych ustach słodki
i namiętny pocałunek.
„Nic nie mów...” - szepnęłam, gładząc go dłonią po policzku.
- „Po prostu weź mnie w ramiona i już nigdy z nich nie wypuszczaj...”
~Fantazyjna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz