Przedwiośnie to jeden z najbardziej depresyjnych okresów w
ciągu roku. Energia uchodzi ze mnie małymi porcjami, ostatecznie pozwalając mi
poczuć się niczym dziurawa, gumowa piłeczka. Hektolitry wypijanej codziennie
kawy zwyczajnie przestały mi już wystarczać, aby funkcjonować w ramach biurowej
przyzwoitości. Dopełniając puli nieszczęść, ten dzień był równie nudny, co
pochmurny. Nawet gdy słońce od czasu do czasu wychylało się zza gęstych chmur,
to i tak jego nikłe światło ginęło za zaciągniętymi żaluzjami śnieżnobiałego
pokoiku ksero. Że też mój „ukochany” szef obarczył mnie takimi obowiązkami. To
niesprawiedliwe, że dwudziestoletnie praktykantki malują paznokcie na
parapecie, a ja – zamiast zajmować się poważnymi sprawami – kseruję, kopiuję,
segreguję i opisuję miliony bezsensownych papierków. Czy kiedykolwiek w tej
firmie ktoś doceni mój potencjał? Zapewne nie, jeśli nadal będę tak uległa
wobec szefa i nie zacznę protestować wobec jego „kserokopiarskich” poleceń
służbowych. Tylko jak tu odmówić szczerzącemu się do Ciebie przystojniakowi, o
którym śnisz niemal każdej nocy, niezmiennie od wielu lat?
„Aha, jak skończysz, to poukładaj to proszę w archiwum.” - w
od progu powitał mnie ciepły głos szefa. No pięknie. Wygląda na to, że dziś
cały dzień spędzę na wykonywaniu znienawidzonych przeze mnie zajęć. Nie mając
jednak wyboru, ciasną windą udałam się na poziom -1. Archiwum było puste i
zimne. Ostre, białe światło energooszczędnych żarówek LED tylko potęgowało moją
rezygnację, kiepski humor i koszmarny ból głowy. Na domiar złego - nie byłam tam sama. Szybko zauważyłam, że
jedyne miejsce przy stoliku między regałami zajęte jest przez jakiegoś
nudziarza z działu IT, którego widywałam przelotnie, wchodząc lub wychodząc z
pracy. Ułożyłam więc swoje pudło na podłodze i rozpoczęłam intensywną bieganinę
pomiędzy regałami pełnymi pudełek i segregatorów. Nawet bez pomocy praktykantek
radziłam sobie z tym świetnie. Aż do ostatniego pudełka, które niestety
znajdowało się poza zasięgiem moich 170cm wzrostu. Postanowiłam więc poprosić o
pomoc „nudziarza” pracującego przy stoliku nieopodal. Właściwie tylko jego
miałam w zasięgu ręki, bowiem rzadko kiedy ktokolwiek tu zagląda. Na moją
wdzięczną prośbę pomocy ów mężczyzna zareagował nieco wstydliwie i
nienaturalnie. Zdaje się, że od początku moja obecność była dla niego co
najmniej krępująca.
„Znajdę drabinę.” - wydusił wreszcie - „Dla mnie to również
nieco za wysoko.”
To prawda, wcale nie był wiele wyższy ode mnie. Na kilka
minut udał się w stronę korytarza, a zaraz potem powrócił do mnie z metalową,
drabinką.
„Jest bardzo niestabilna” - ostrzegał rzeczowo. „Będę musiał
ją potrzymać, jeśli naprawdę nie chcesz spaść. Podłoga jest betonowa i twarda.
Chyba nie chcesz złamać sobie ręki.”
Podziękowałam mu za pomoc i natychmiast wdrapałam się na
górę. Moja zabawa z uzupełnianiem zawartości pudełek zabrała mi nieco czasu.
Uniesione w górze ręce bardzo cierpły, a obraz przed oczami zaczynał chwiać się
i wirować. Całe szczęście, że w pobliżu znajdował się ten mężczyzna... bo tylko
dzięki niemu mój nagły upadek nie skończył się w szpitalu, a w silnych, męskich
ramionach.
„Nic Ci nie jest?” - zapytał troskliwie, układając mnie
wygodnie na swoim krzesełku przy małym stoliku z komputerem.
„N..n..nie. Po prostu zakręciło mi się w głowie...” - wyszeptałam
zdezorientowana.
„Nie pozwolę Ci dłużej tego robić. Jesteś przemęczona.
Zrelaksuj się i odpocznij, chociaż przez chwilkę.”
„Łatwo Ci mówić...” - odparłam oburzona - „Ja nie mogę
pozwolić sobie nawet na minutę opóźnienia!
„Ach, tak jak myślałem. Mamy tu do czynienia z nader ambitną
panią pracoholiczką. Zrelaksuj się nieco...”
Mówiąc to ułożył swoje dłonie na moim karku i rozpoczął swój
subtelny, wyjątkowo odprężający masaż. Zaskoczona musiałam przyznać, że dotyk
jego smukłych palców wywoływał we mnie całkiem przyjemne dreszcze... Zamknęłam
więc oczy, oddając się tej słodkiej pieszczocie. Nawet nie zauważyłam, kiedy
jego ręce znalazły się na moich piersiach. A kiedy wreszcie zdałam sobie
sprawę, do czego może doprowadzić taka niewinna igraszka, chciałam zerwać się
na równe nogi. Powstrzymała mnie tylko jego silna ręka, która zwinnym ruchem
ponownie umieściła mnie na miękkim krześle.
„Co zamierzasz?” - spytałam dobitnie.
Niestety, odpowiedzi nie uzyskałam. Zamiast tego, jego usta
bardzo szybko wessały się w mój dekolt. Zdezorientowana pozwoliłam mu nawet na
zupełne pozbawienie mnie koszuli i biustonosza. Odepchnęłam go na moment.
Właściwie byłam już praktycznie naga, a pod jego bokserkami prezentowała się
imponująca erekcja.
„Nie powinniśmy...” - wyszeptałam do jego ucha.
„Ciii... nic nie mów, Kochanie. Nikt nas tu nie znajdzie.
Jesteśmy sami i tylko dla siebie. Chodź, zapewnię Ci przyjemność i relaks,
których tak bardzo potrzebujesz...”
Natychmiast wyrwałam się z jego objęć i rękoma oparłam na
drewnianym stoliku.
„Proszę, uspokójmy się! Jesteśmy w pracy... to co najmniej
niestosow...”
Moją wypowiedź niepostrzeżenie znów przerwał gorący
pocałunek. Na nic zdały się moje kolejne protesty, gdyż, wobec dwukrotnie
silniejszego ode mnie osobnika płci męskiej, wciąż pozostawałam bezradna. Z
lekkością piórka odwrócił mnie tyłem i mocno popchnął na drewniany blat.
Resztkami sił próbowałam jeszcze unieść swoje ciało, jednak jego pokaźny ciężar
zwyczajnie mi to utrudniał, a właściwie... uniemożliwiał.
„Wiesz jak Cię wezmę?” - wyspał wulgarnie do mojego ucha -
„Od tyłu, na pieska. Wtedy mogę najpełniej odkryć przed Wami, drogie
Księżniczki, ile potrafi ten niepozorny chłopiec z działu IT! Obiecaj, że nie
będziesz krzyczeć zbyt głośno...”
Och... jaka byłam już wtedy podniecona! Nie zaprotestowałam,
gdy swobodnie odchylił moje koronkowe stringi pod spódniczką i zbliżył się do
mnie. Pozwoliłam mu zanurkować we mnie całą swoją potężną objętością. Po moim
ciele natychmiast rozlała się fala nieopisanej przyjemności i rozkosznego
ciepła. Obie dłonie skierował w stronę mojej łechtaczki, aby jednocześnie
przyciskać mnie do siebie i pieścić opuszkami palców spragnione męskiego dotyku
łono. Pierwszy krzyk wyrwał się z mojego gardła wcześniej, niż się tego
spodziewałam. Był doskonałym kochankiem! Gdziekolwiek ten facet zdobył taką
wiedzę i takie doświadczenie w sztuce miłosnej, robił to doskonale! Wreszcie
przeniósł swoje dłonie również na moje piersi, a z kolejną sekundą naszego
zbliżenia, jego pieszczoty stawały się co raz to bardziej odważne i sensualne.
Z każdym doskonale wyważonym ruchem, jego szerokie biodra sprężyście odbijały
się od moich krągłych pośladków, zapewniając mi olbrzymią dawkę rozkoszy.
Powoli wędrowałam ponad własną wyobraźnię, doświadczając przyjemności, o jakiej
od dawna już nawet nie marzyłam. Rzeczywiście, był doskonały, w każdym calu.
Zwłaszcza wtedy, gdy całe archiwum powoli wypełniało się krzykiem jego
imienia...
„Halo! Nic Ci nie jest?”
„Co się dzieje? Gdzie ja jestem?”
„Upadłaś z drabiny i uderzyłaś się w głowę... Chyba na
chwilkę odleciałaś do innego świata. Martwiłem się, że stało Ci się coś
poważnego.”
Cóż, czyli to wszystko to znów wytwór mojej wyobraźni.
Podziękowałam swojemu „opiekunowi” i
pospiesznie udałam się do windy.
„Zaczekaj!” - podbiegł do mnie w ostatnim momencie. „Czy nie
chciałabyś może wybrać się ze mną... na kawę? A może drinka? Oczywiście
zrozumiem jeśli nie...”
„Z wielką chęcią” - odpowiedziałam, a zaraz potem złożyłam
na jego ustach najbardziej namiętny ze wszystkich pocałunków.
„Do zobaczenia wieczorem!”
~Fantazyjna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz