Obserwatorzy

środa, 29 kwietnia 2015

Północny wiatr namiętności

„Zabierz tylko wygodne buty i ciepłe ubrania. Tamtejsze noce bywają piekielnie zimne.”
Nie mogłam wyciągnąć od Mansa żadnych innych informacji, poza tymi ogólnymi wskazówkami. Im bardziej naciskałam, tym mniej mówił. Ażeby nie zamilkł zupełnie, postanowiłam nie drążyć tego tematu, tylko dać się ponieść przygodzie. W końcu raz się żyje, nieprawdaż? A jeśli ktoś z własnej kieszeni pokrywa koszty weekendowego przelotu dla dwojga... po prostu musi mu zależeć.

Dopiero na lotnisku Mans wręczył mi bilet, pozostawiając na moich ustach namiętny pocałunek.
„Norwegia? Zabierasz mnie w swoje rodzinne strony?” - pytałam z niedowierzaniem. Po zapowiedzi chłodnego klimatu, nie liczyłam na Majorkę czy Dominikanę, a raczej na zaciszny hotel we francuskich Alpach.
„Nie bój się” - przygarnął mnie ramieniem - „Nie zamierzam przedstawiać Cię mojej rodzinie.”
Odetchnęłam z ulgą. Po chwili jednak dodał:
„Pochodzę z południa, a lecimy wysoko na północ. Chcę pokazać Ci coś wyjątkowego. Mam nadzieję, że będziesz zachwycona.”
Choć nie dawałam tego po sobie poznać, cieszyłam się jak małe dziecko. Na podskakiwanie z radości przyjdzie jeszcze odpowiedni moment.

Samolot wylądował. Ekscytowałam się już nadchodzącą przygodą i zastanawiałam się, jakie atrakcje przygotował dla mnie mój tajemniczy kochanek. Za wszelką cenę nie chciał zdradzać szczegółów. Podczas opuszczania pojazdu zorientowałam się, dlaczego Mans wielokrotnie podkreślał potrzebę zabrania ciepłych rzeczy – temperatura powietrza z pewnością nie była wyższa niż 5 stopni. W porównaniu do rozkwitającej i wiosennej, ciepłej Polski był to niemały szok termiczny. Bezpośrednio po odprawie Mans powiódł mnie na przystanek autobusowy.
„Nie możemy wziąć taksówki?” - marudziłam mu do ucha, otulając się szczelnie szalikiem. Pokręcił przecząco głową:
„Taksówką tam nie dojedziemy.”
Zawsze myślałam, że do każdego z hoteli można dostać się w ten sposób. Nasz najwyraźniej znajdował się na uboczu...

Po około godzinnej podróży, którą w całości przedrzemałam oparta o ramię Mansa, wysiedliśmy na na odludnie położonym przystanku. Dokoła nas znajdował się tylko las i oszronione drzewa iglaste. Nie miałam pojęcia, jaki inwestor zgodziłby się na wybudowanie swojego ośrodka w takim miejscu, w którym prawie nie istniało życie! Z dala od miast, od atrakcji turystycznych, w środku olbrzymiego lasu. Czysta abstrakcja. Nawet najbardziej dociekliwe pytania z mojej strony Mans puszczał koło uszu i zajmował się opowiadaniem, jak to „za czasów jego dzieciństwa zimno było”.

Mniej więcej w połowie pieszej wędrówki moje nogi odmówiły posłuszeństwa. Zziębnięta i zmęczona kwiliłam o swoim nieszczęściu, wydymając usta w obrażoną podkówkę. Mans początkowo opierał się moim naleganiom postoju, ale gdy wreszcie ze znużenia opadłam na przydrożny kamień, porwał mnie na ręce i przerzucił przez ramię. Opór fizyczny z mojej strony był zbędny wobec tak silnego „przeciwnika”. Wtuliłam się tylko w jego gładką jak jedwab szyję i spokojnie zamknęłam oczy...
„Hej, pobudka! (jego donośny głos wyrwał mnie z letargu) Zatrzymamy się tutaj na ciepłą herbatę. Ale nie na długo, żeby zdążyć przed zmrokiem!”
Po chwili siedzieliśmy już w całkiem zapomnianej karczmie, popijając gorący napar mocno zaprawiony alkoholem. W jakiś magiczny sposób dodał mi energii... a przy tym... bardzo mocno pobudził. Wiedziałam, że ciężko będzie mi przebrnąć resztę trasy z bardzo silnym poczuciem pożądania... A skoro byliśmy tam praktycznie sami... Toaleta! Może to nie jest zbyt odpowiednie miejsce do takich zachowań, ale skoro inne warunki nie były dostępne... Musnęłam Mansa dłonią odchodząc od drewnianego stołu, posyłając mu jedno z tych spojrzeń, które zawsze działa i... tylko uśmiechnął się, po czym rzucił w moją stronę:
„Tylko pospiesz się. Zaraz ruszamy.”
Rozedrgana i rozczarowana zamknęłam się w całkiem estetycznej i schludnej kabinie. Dokoła mnie było zupełnie pusto i niemal cicho, gdyby nie łagodna muzyka dobywająca się z łazienkowego głośnika. „Raz się żyje...” pomyślałam w duchu, rozpinając powoli rozporek swoich jeansów. Rozgrzana od ciepłej wody dłoń instynktownie wślizgnęła się pod bieliznę, zatrzymując jedną z opuszek na wrażliwej łechtaczce. Byłam już bardzo wilgotna, a moje ciało z całą stanowczością domagało się zaspokojenia tej palącej potrzeby. Niepewnie przesunęłam dłonią centymetr w górę i w dół, a po moim podbrzuszu rozpłynęła się obezwładniająca fala przyjemności. Odetchnęłam głośno spokojnie, a potem rzuciłam się w wir niepoprawnych myśli i pieszczot. Moje palce z precyzją sztukmistrza tantry prześlizgiwały się do pulsującego wnętrza, mojej bardzo czułej i ciepłej jamki, natrafiając na doskonały w generowaniu rozkoszy punkt G. Wkrótce jedna dłoń przestała wystarczać. W erotycznym amoku opuściłam spodnie jeszcze niżej i opierając się o ścianę  pieściłam jednocześnie swój najczulszy punkcik oraz oba sterczące sutki naprzemiennie. Twardniały pod wysublimowanym dotykiem, jak gdyby oczekiwały, że męskie usta Mansa obejmą je w całości. Coraz szybciej i mocniej czułam, jak lekki dreszcz emocji przeradza się w zupełną ekstazę i... odleciałam, niczym północny wiatr. Lekko i orzeźwiająco. Jak piórko. Jak płatek śniegu... Mój krzyk odbił się jak echo od pustych ścian.

Bardzo szybko doprowadziłam się do porządku, uspokoiłam oddech i opuściłam kabinę... Moje serce niemal wyskoczyło z piersi! Przy umywalkach stał rozbawiony Mans! Niemal zaniósł się śmiechem widząc moje zawstydzenie i konsternację.
„Tylko nic nie mów. Zapomnij o tym.”
„Jasne, Skarbie...” - szepnął całując mnie w czubek głowy.
„Będę milczał na temat Twojej nimfomanii...”
Posłałam mu spojrzenie pełne grozy. A on znów zaśmiał się w ten rozbrajający mnie sposób...

 ~Fantazyjna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz