Obserwatorzy

środa, 11 marca 2015

Wirtualny kochanek

Tik-tak... tik-tak... tik-tak... Wiekowy zegar prababci tykał niemiłosiernie głośno. Zazwyczaj nocne odgłosy wskazówek nie wyprowadzają mnie z równowagi, jednak ubiegłej nocy nawet miarowe skrzypienie podłogi działało drażniąco na mój wyjątkowo wrażliwy zmysł słuchu. Naciągnęłam więc kołdrę na głowę... Niestety. Pomimo usilnych prób zapadnięcia w kojący stan snu, przez większość nocy nie udało mi się zmrużyć oka. Nie myślcie sobie, że to koniec przykrych doświadczeń! Och, nie! Mniej więcej po północy, moją świadomość zaczęły nawiedzać depresyjne myśli o starości, chorobach i samotności. Wijąc się pośrodku puszystej pościeli, zastanawiałam się nad sensem potrzeby istnienia drugiej połówki w moim życiu. Zdaje się, że bycie wiecznym singlem drażni mnie co raz bardziej, choć codziennie próbuję wmówić sobie zgoła odmienny stan rzeczy. Jakkolwiek każdego dnia posiadam inne poglądy w tej materii, jedno jest pewne – samotna bezsenność jest o wiele gorsza do przetrwania, niż jej wariant „niesamotny”, bezsprzecznie związany z istnieniem ciepłych, męskich ramion w zasięgu mojego ciała...

Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk nadchodzącej wiadomości SMS. Zdziwiłam się, bowiem żaden z moich znajomych i rodziny nigdy nie rozmawiał ze mną o tak późnej porze. Było to dla mnie niemal oczywistą kwestią, że owo denerwujące migotanie diody telefonu spowodowała niechciana propozycja wysokopłatnej subskrypcji horoskopu. Jakież zdziwienie wymalowało się na mojej twarzy na widok nadawcy wiadomości! Oto jeden z popularnych serwisów randkowych poinformował mnie o konieczności odwiedzenia swojej skrzynki mailowej w poszukiwaniu najświeższej wiadomości od potencjalnego pretendenta do mojej ręki. Przez kilkadziesiąt sekund gapiłam się w równiutkie rzędy literek, nie rozumiejąc właściwego sensu analizowanych zdań. Aż wreszcie dotarło do mnie, że nadarzyła mi się niepowtarzalna okazja na niewinny nocny flirt. Nie mogłam przecież przewidzieć, że ta drobna konwersacja szybko przerodzi się w wyjątkowo pikantny epizod...

Zgodnie z zapowiedzią portalu, w jednej z dedykowanych wiadomości odnalazłam imię (Alexander) i załączony login. Chociaż zdrowy rozsądek podpowiadał mi rezygnację z rozmowy z nieznajomym w środku nocy, to jednak ciekawość wzięła nade mną górę. Niestety, nie sposób zaprzeczyć, że moje ochocze podejście do tej kwestii częściowo wynikało z wszechobecnej i wszechogarniającej nudy. W tamtej chwili zrobiłabym dosłownie wszystko, byleby tylko nie leżeć w swoim ziejącym pustką łożu. Ostrożnie przepisałam dość skomplikowany nick w okienku programu i wysłałam pierwszą wiadomość...

Pobieżne powitanie. Nieśmiałe pytania o wiek, zawód, hobby, pasje... i  wiele wiele innych, nieprzydatnych aspektów życia. Dzięki nim udało mi się zgromadzić kluczowe informacje dotyczące mojego nowego, wirtualnego przyjaciela. O ile nie nakarmił mnie stekiem zmyślonych informacji, Alexander jest 40-letnim, samotnym maklerem giełdowym – obrzydliwie bogatym, szarmanckim, ciepłym mężczyzną, ale i wyluzowanym typem macho.
„Jestem przystojny...” - napisał wreszcie. A ja uznałam to za przejaw narcystycznego uwielbienia swojej osoby. Od razu przystąpiłam więc do ataku na jego wyidealizowany świat rozmaitych aspiracji, podważając każdą myśl i tezę, którą starał się we mnie zaszczepić w każdej wiadomości. Minęło trochę czasu, nim zorientował się w mojej nagłej zmianie tonu konwersacji.
„Jesteś bardzo spięta... Masz jakiś problem?” - zapytał wreszcie. „Wydajesz się być wyjątkowo sfrustrowana dzisiejszej nocy... jeśli mógłbym Ci jakoś pomóc... porozmawiać...”
Ha! Pomóc? A niby jak? Czy obcy człowiek, który prawdopodobnie wymyślił cały swój życiorys w celu zaimponowania przypadkowej dziewczynie z internetu, może wiedzieć, jak boli samotność?
„O ile nie jesteś Morfeuszem i nie zabierzesz mnie do krainy snu, to tylko zmarnujesz swój cenny czas.” - odpisałam z przekąsem. Alexander nieporównywalnie długo rozmyślał nad stosowną ripostą, aż wreszcie ujawnił swoją zaskakującą propozycję:
„Morfeuszem może i nie jestem. Zakładam też , że daleko mi do Zeusa i Apollona. A mimo to potrafię Cię zanieść nawet dalej, niż sięga Twoje poznanie zmysłowe i bogata wyobraźnia...”
Nie sposób było powstrzymać kołatania serca na widok tej jakże niedwuznacznej sugestii! Niegdyś już próbowałam takiej formy „rozrywki” i – o dziwo – byłam całkiem zadowolona z efektu końcowego. W tej sytuacji pozostało mi tylko zgodzić się na rozmowę video. Oczywiście międzyczasie zamieniłam wyciągniętą piżamkę na sensualny komplet bielizny, a kubek melisy na szklaneczkę schłodzonej whisky. Nim w moim laptopie odezwał się charakterystyczny dźwięk przychodzącego połączenia, połowa jej zawartości zwyczajnie zniknęła. Ośmielona  i rozluźniona łagodnym stanem upojenia, pozwoliłam sobie na odebranie rozmowy.... I wtedy zrozumiałam, że Alex nie kłamał – a zwyczajnie nie w kwestii swojego wyglądu. Miał boskie, wyrzeźbione ciało, niczym model z katalogu Calvina Kleina, bujną, kasztanową czuprynę i zniewalające, błękitne oczy. Słowem – przystojny, to zbyt skromne określenie padające pod adresem takiego ideału mężczyzny. Widząc mój olbrzymi szok i zakłopotanie, zaśmiał się perliście:
''Moja dziewczynka jest zawstydzona! Ach... tak cudownie się rumienisz... to takie... podniecające.”
Jego spojrzenie wciąż świdrowało mój obraz po drugiej stronie ekranu w taki sposób, że pomimo obecności bielizny czułam się zupełnie naga. Serce biło mi jak oszalałe, dłonie drżały wymownie, a między udami powoli rozpływała się dobrze mi znana fala ciepła.
„Zrzuć to z siebie, Kochana... pokaż mi, jaka jesteś piękna.” - wymruczał przysuwając swoją kamerkę w stronę wydatnych bokserek. Z wypiekami na twarzy powoli rozpinałam biustonosz, spoglądając lubieżnie w stronę kamerki, jak gdyby to jego męskie dłonie w pośpiechu zdzierały ze mnie warstwy zbędnego materiału. Postanowiłam więc nieco podkręcić atmosferę. Swoje koronkowe stringi zdejmowałam więc tak, aby jak najdłużej delektować jego oczy tym wyuzdanym obrazem kobiecych paluszków, które zwinnie wślizgują się na wilgotny już wzgórek rozkoszy. Im bardziej oddawałam się swoim pieszczotom, tym większa stawała się zawartość jego bielizny. Nie czekając na moje wyraźne polecenie, wirtualny kochanek wreszcie rozpoczął intensywny masaż swojej imponującej męskości, wydając przy tym wyraźne pomruki przyjemności. Doskonale widziałam, jak jego muskularne podbrzusze napina się się w słabym świetle lampki, eksponując przy tym zniewalające mięśnie brzucha.
„Gdybyś tylko mogła tu być... i wziąć go do głęboko... do ust.” - szeptał lubieżnie w moją stronę.
„Wyglądasz smakowicie...” - mruczałam, wijąc się niczym seksowna kotka i zasysając wskazujący paluszek w ustach. Każdy z moich pozornie niewinnych ruchów wywoływał w nim zauważalne dreszcze przyjemności, które powoli prowadziły go na szczyt. Niewiele trzeba było, abym i ja pogrążyła się w seksualnym plateau. Bardzo szybko zatraciłam się w bezpruderyjnych podszeptach swojej wyobraźni. Chociaż Alex znajdował się dziesiątki, a może setki kilometrów ode mnie, to coraz wyraźniej czułam jego gorące dłonie, z taką czułością oplatające uda i piersi. Moje spragnione paluszki w jednej chwili stały się jego zwinnym języczkiem i ciepłymi ustami, rozlewającymi po moim łonie falę nieokiełznanej rozkoszy. Kroczek po kroczku wspinałam się na szczyt, zapominając o otaczającym mnie świecie i mężczyźnie, wpatrującego się w moją seksualną ekstazę po drugiej stronie monitora....

Już po wszystkim, dysząc ciężko, bez słowa wymienialiśmy pozbawione wstydu spojrzenia. Oboje byliśmy pewni, że nie był to nasz ostatni raz. Ta fala energii, która przepłynęła właśnie przez nasze ciała z taką idealną synchronicznością i mocą, przez długi jeszcze czas nie ulegnie zapomnieniu. Jestem tego pewna, jak niczego innego w moim życiu.


~Fantazyjna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz