Obserwatorzy

piątek, 6 lutego 2015

O jeden guziczek za daleko:)

Chciałabym wyjechać jak najdalej znienawidzonego biurka i papierkowej roboty (kiedyś ją uwielbiałam, ale zabiły ją wszechobecna biurokracja). Chciałabym wyjechać najlepiej gdzieś gdzie słońce świeci 364 dni w roku, a temperatura nie spada poniżej 25 stopni Celsjusza - oczywiście na plusie. W poprzednim życiu byłam chyba jakąś pustynną jaszczurką, która całymi dniami wygrzewała się na najgorętszym kamieniu jaki znalazła. Czasami wyobrażam sobie siebie na luksusowym jachcie w zabójczo ekskluzywnej i piekielnie drogiej wyprawi dookoła świata - codziennie rano przybijamy do innego portu zwiedzam ciekawe obiekty, poznaję samych przystojniaków i jem najróżniejsze pyszności z najdalszych zakątków świata. Przechadzam się pięknymi plażami gorącej Hiszpanii, spaceruję między drzewkami oliwnymi i kwitnącymi migdałowcami w starożytnej Grecji lub relaksuję się na tarasie swojego ekskluzywnego  hotelu i leże na leżaku popijając orzeźwiające mohito, w promieniach zachodzącego Kalifornijskiego słońca. Ostatecznie i obiektywnie marząc mogą być również Międzyzdroje, ale tylko i wyłącznie w sezonie... Ale z drugiej strony kto marzy obiektywnie? Wszystkie te myśli błądzą mi po głowie gdy w pobliskim kiosku zdrapuję "szczęśliwą" zdrapkę. Robię to już od kilku lat dwa razy w tygodniu - w poniedziałki i w czwartki. Jakbym podliczyła te wszystkie przegrane pieniądze okazało by się, że zostawiłam tam równowartość dużego flakonu moich ulubionych perfum - Channel no.5, albo elegancką kopertówkę z najnowszej kolekcji Jimmy Choo. Natomiast suma moich wygranych opiewa na kwotę równą zakupom kilku czekoladowych mufinek, które poza kokosowym drinkiem energetycznym i krówkami ciągutkami są moimi małymi uzależnieniami. Codziennie dziękuję matce naturze i oczywiście swoim rodzicom za obdarzenie mnie tak wydajnym metabolizmem. Eh... Jednak nie przestaje wierzyć, że kiedyś szczęście się do mnie uśmiechnie nie tylko w tej sferze:)

"Nie taki już nowy" nabytek mojego szefa wydaje się wyalienowany (hmm... zupełnie jak ja... może dlatego szef go zatrudnił? eh... te moje wyobrażenia). Zwłaszcza jeśli chodzi o sferę towarzyską - relację z innymi pracownikami. Na poziomie pracy i wykonywanych zleceń sprawuje się bardzo dobrze, jest komunikatywny, potrafi wyegzekwować gdy ktoś zalega z oddaniem pracy, ale przy ty jest sympatyczny i nie jest nachalny. Ale w sferze bardziej luźnej nikt nic o nim nie wie. Nie opowiada co robi po pracy, nie wiemy czy ma kogoś, gdzie się wychowywał i tym podobne informacje, które w pierwszych dniach wyciągają zbyt ciekawskie korporacyjne koleżanki - "parzycielki kawowe", "segregatorki dokumentowe" i "kserowaczki" - wszystkie szczebioczą o moim wielkim szczęściu (o zdrapkach oczywiście nie wiedzą) jakie w ich mniemaniu na mnie spadło, z okazji przydzielenia mi tak przystojnego pomocnika. Na ich gadanie reaguje lekkim, nerwowym uśmiechem. Nie chcę żeby wiedziały, ze sama cieszę się z tego faktu - bylibyśmy obserwowani przez tysiące par oczu, a nasze love story które powstało by z niezliczonej ilości plotek tylko zatrułoby nam życie... O co to nie... Wolę zachować pozory obojętnego stosunku o niego.... Stosunku.... może to niezbyt dobre określenie naszych relacji... czasem jest naprawdę pikantnie i ekscytującą... oczywiście tylko i wyłącznie w moich myślach... Ale to już dobrze wiecie:)

Z "nowym" rozmawiamy mało, czasami wcale. Kiedy odpływam myślami, ku mojej wyspie zwanej potocznie wyobraźnią, zerka na mnie co jakiś czas. Pewnie za każdym razem przeklina, ze mu się trafiła do towarzystwa taka wariatka... Szczerze mówiąc nie przeszkadza mi ten fakt. Najważniejsze, że współpraca zawodowa i wykonywanie służbowych poleceń przebiega bez większych problemów.

Dziś jednak zachowanie "nowego" nieco inne niż zazwyczaj. Do tego stopnia, że wybijało mnie to zarówno z pracy jak i z fantazji. Od samego rana patrzył się w moją stronę z niepokojącym uporem "szalonego" maniaka, a gdy tylko podnosiłam wzrok - peszył się i udawał zainteresowanie jakiejś gorącej przeceny schabu bez kości w jednym z popularnych supermarketów. Przekładał dokumenty, wypijał kilka łyków kawy, odbierał parę telefonów... i znowu gapił się w moją stronę.... i tak przez cały dzień. Oczywiście normalny człowiek zapytał się o co chodzi, ale nie ja - jestem zbyt nieśmiała - wolałam cały dzień się głowić i zastanawiać niż zapytać wprost i najprawdopodobniej ośmieszyć. Dlaczego on tak się gapi? Eh...

Wszystko wyjaśniło się gdy wróciłam do domu. Spojrzałam w swoje wielkie lustro i wszystko zrozumiałam. W mojej eleganckiej błękitnej koszuli, którą kupiłam na ostatniej wyprzedaży brakowało jednego malutkiego guziczka... I przez ten maleńki kawałeczek plastiku, atakowałam mojego przystojnego pomocnika widokiem biustu dorównującego wielkością do biustu Pameli Anderson. I właśnie przez ten fakt był tak rozkojarzony przez cały dzień. Wygląda na to, ze nie tylko ja mam bogatą wyobraźnię:) Oj, coś czuję że szykuję się nam owocna.. współpraca... Już nie mogę się doczekać:)

Fantazyjna

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Drogi czytelniku:) Jeśli przeczytałeś mój post, to proszę Cię zostaw komentarz:) Wszelkie opinie, sugestię i recenzje tylko będą rozwijać moją wyobraźnię, sposób pisania i przede wszystkim moją historię:) Oczywiście jeśli chcielibyście przeczytać fantazję z jakaś konkretną osobą lub w jakimś konkretnym miejscu to czekam na propozycję w komentarzach:) Postaram się wymyślić fantazję nawet do najbardziej absurdalnych sytuacji czy postaci:)

Buziaki

Fantazyjna:)

1 komentarz: