Wirowałam na parkiecie, w rytmie klubowej muzyki. Sama. Z
soczyście chłodnym drinkiem w dłoni. Pragnęłam zapomnieć o kolejnym zawodzie
miłosnym, który spotkał mnie zaledwie kilka dni temu. Gdy zamykałam powieki
podczas swobodnych obrotów, oczyma wyobraźni wciąż widziałam tą ohydną
sytuację. Ona i Bartek, posiadający się nawzajem we wszystkich możliwych
pozycjach... I ja, - ukryta za drzwiami garderoby. Szok i niedowierzanie. Ból i
przejmujący żal do wszystkich mężczyzn na świecie, bez wyjątku. W tamtej chwili
byłam pewna tylko jednego – albo każdy przedstawiciel męskiego gatunku to
zwykła marionetka sterowana chwilowymi pobudkami seksualnymi, albo ja mam
cholernego pecha i za każdym razem trafiam na nieodpowiednie przypadki.
Nieodpowiednie... to zbyt mało powiedziane. To rasowi dranie, którzy sztukę
igrania z kruchymi i wrażliwymi kobiecymi duszyczkami opanowali do perfekcji.
Nigdy więcej takiego zaangażowania z mojej strony – szeptał mózg, upojony
alkoholem. Lecz czy serce go posłucha? Ta para nie zawsze przemawia jednym
głosem. Dysproporcje w ich zdaniach, co do podejmowanych przeze mnie decyzji,
pojawiają się wyjątkowo często. Ale chyba na tym właśnie polega cały urok ich
niespójnego działania.
Drink skończył się szybciej niż piosenka, a moja skołatana
sfera emocjonalna domagała się kolejnej porcji znieczulenia. Postanowiłam więc
udać się na miejsce przy barze, w celu zakosztowania nieco mocniejszych
trunków.
„Podwójną szkocką z lodem” - rzuciłam w stronę barmana,
który niespiesznie zrealizował moje zamówienie. Rzucając banknot na ladę,
wzięłam dwa głębokie łyki alkoholu. Paliło jak diabli. Zakasłałam więc
kilkukrotnie i otrząsnęłam się zniesmaczona, co wywołało rozbawienie stojących
nieopodal jegomości. Ich miarowy rechot wypełnił całą przestrzeń dokoła mnie, a
świat lekko zawirował. Oparłam się więc o marmurkowy blat, tuż nad szklanką i
ukryłam twarz w dłoniach. Tkwiłam tak przez najbliższe kilka minut, zanim
czyjaś dłoń nie ułożyła się gładko na moim przedramieniu. Uniosłam głowę i
zobaczyłam przed sobą szczupłego blondyna o typowej, skandynawskiej urodzie.
Zniewolił mnie swoją nieprzeciętną urodą, spokojem i oczami błękitnymi jak
niebo nad norweskimi fiordami. Zamarzyłam, żeby tak zwyczajnie w nich utonąć.
„Dlaczego jesteś taka smutna?” - zapytał łamaną polszczyzną.
Dostrzegając stopień mojej konsternacji, łagodnie pogładził mnie po policzku,
czym wcale nie dodał mi otuchy. Czułam się jeszcze bardziej onieśmielona, niż
kilka sekund wstecz. Mając jednak na uwadze poprzednie przykre wypadki,
odsunęłam się nieco od jego dotyku. Zauważył to i natychmiast cofnął rękę.
„Nie czuję się dobrze...” - wyjąkałam - „Muszę wyjść na
zewnątrz.”
Niestety, zsuwając się z krzesła niefortunnie podwinęła mi
się noga. Upadłam, zanim nieznajomy w ogóle zdążył zareagować. Wprawdzie nic
poważnego mi się nie stało, ale mężczyzna natychmiast uniósł mnie na rękach i
wyniósł z zatłoczonego klubu na świeże powietrze. Był silny i bardzo wysoki,
więc dźwiganie mojego ciała nie sprawiało mu problemu. Jak przez mgłę pamiętam
moment, gdy przeniósł mnie przez próg jakiegoś mieszkania i ułożył na miękkim
łóżku. A potem... potem już tylko czarna dziura w zapisie wydarzeń poprzedniej
nocy.
Rankiem obudziłam się z potężnym kacem. Moja głowa pękała w
szwach, a usta domagały się chłodnego łyku wody. Sięgając jednak na szafkę obok
łóżka i nie odnajdując tam butelki z wodą mineralną, zorientowałam się, że
przecież nie jestem u siebie! I wtedy ogarnęła mnie panika. Jak oparzona
wyskoczyłam spod miękkiej kołderki. Zauważyłam też, że nie mam na sobie ubrań,
lecz tylko męską, seksownie pachnącą koszulę. A pod nią byłam zupełnie naga...
Postanowiłam zachować zimną krew i dowiedzieć się, co stało się tamtej nocy.
Otworzyłam więc drzwi od sypialni, przechodząc do obszernego, jasnego salonu,
połączonego z aneksem kuchennym. Właśnie tam krzątał się chłopak, którego
imienia nawet nie znałam. Z pełnym zaangażowaniem przygotowywał klasyczne
angielskie śniadanie, którego aromat z pewnością normalnie zachwyciłby mój
zmysł węchu... wówczas jednak przyprawiał mnie o lekkie mdłości. Stałam tak
zupełnie skołowana, nie mając pojęcia w jaki sposób znalazłam się w takim
położeniu. Mężczyzna podniósł swoje błękitne oczy, oderwał się od patelni i
uśmiechnął się szeroko, prezentując rządek idealnie białych i równych zębów.
„Jak Ci się spało?” - zagaił. - ”Mam nadzieję, że nieco
wróciłaś już do siebie.”
Podszedł i ucałował moje czoło, a potem czule przyciągnął do
siebie. Prawą dłonią pogładził wybrzuszające się przez materiał koszuli sutki,
a lewą nasunął delikatnie na nagi pośladek. Było to jednocześnie przyjemne... i
niezwykle krępujące. Nie zwracając uwagi na skwierczący na patelni olej,
delikatnie całował moją szyję, obniżając się nieco do poziomu moich piersi.
Luzując kolejny od góry guziczek, uwolnił je spod okowów materiału, aby
nacieszyć się ich widokiem i posmakować ich gładkości, za pomocą ciepłego
języczka. Zawstydzona delikatnie odsunęłam się, zakrywając szczelnie półnagi
dekolt.
„Kto by pomyślał, że jesteś taka nieśmiała...” - zaśmiał się
lubieżnie, ponownie przyciągając do swojego postawnego ciała. Na dalsze formy
ucieczki zwyczajnie nie miałam szans.
„Skąd się tu wzięłam? I dlaczego właściwie jestem naga?”
„Dlaczego, pytasz?” - moja niewiedza wyraźnie go zaskoczyła.
„Przecież sama się rozebrałaś. To znaczy, wcześniej poprosiłaś
mnie, abym zabrał Cię do domu. Nie znałem Twojego adresu... więc sama
rozumiesz. Położyłem Cię do łóżka w sypialni i sam chciałem spać w salonie, ale
nim wyszedłem poprosiłaś mnie o coś do picia. A kiedy wróciłem do pokoju...”
W tym momencie jego głos nieco się załamywał.
„Leżałaś naga, zupełnie naga i opętana jakimś seksualnym
szałem. Chyba robiłaś sobie dobrze, bo strasznie głośno jęczałaś...”
Zapadła cisza. Myślałam, że spalę się ze wstydu.
„Chciałem Cię uspokoić i ułożyć do snu... ale przecież jestem
tylko samotnym facetem... a Ty rzuciłaś się na mnie... rozpięłaś rozporek i...”
„Powiedz wprost. Spaliśmy ze sobą?”
„Niezupełnie. Już prawie się do mnie dobrałaś, gdy dotarło
do mnie, że przecież na trzeźwo na pewno nie zgodziłabyś się na seks z nieznajomym.”
Ulżyło mi.
„Nie mogłem jednak okiełznać szalejącego w Twoim ciele
potwora i dlatego, zamiast uspokoić, postanowiłem Cię zaspokoić. Wsunąłem więc
swoje paluszki tam, gdzie już byłaś bardzo wilgotna. Od razu znalazłem ten
punkcik i stymulowałem go na setki różnych sposobów... Rany, nie jestem w
stanie zliczyć ile razy doszłaś, zanim emocje w Tobie opadły i ułożyłaś się do
snu.”
I znów pąsowy rumieniec zakłopotania wpełznął na moje
policzki.
„Dziękuję, że nie wykorzystałeś okazji...”
„Drobiazg...” - szepnął.
„Czy mogę Ci się za to... i za opiekę jakoś odwdzięczyć?”
Zastanowił się przez chwilę.
„Myślę, że wieczorny obiad będzie OK.”
No to jesteśmy umówieni, Mans. Swoją drogą – ciekawe nosisz
imię. I Ty sam jesteś ciekawy...
~Fantazyjna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz