Obserwatorzy

środa, 15 kwietnia 2015

Przygarnij mnie...

Zamykam oczy i jestem dokładnie tam, gdzie zechcę. Siła mojej wyobraźni niesie w najdalsze zakątki męskich umysłów, które z taką pieczołowitością staram się poznać i zrozumieć. Mówią, że to kobieta zmienną jest, skomplikowaną jest i niemożliwą do pojęcia. Nonsens! Matka natura ukształtowała nas na obraz kwiatu – delikatne, pachnące i piękne – kwitnącego na dorodnej jabłoni lub śmiertelnie trującej krzewince pokrzyku. Pragniemy tylko ciepła (słońca), miłości (wody) i bezpieczeństwa (powietrza), by przeżyć. Tylko od dbających o nas mężczyzn zależy, czy z kwiatu wyrośnie mięsisty owoc, czy zdradliwie słodka jagoda.

O podobieństwie kobiet i kwiatów można by rozważać jeszcze przez długi czas, zwłaszcza, gdy rozkoszuje się widokiem kwitnących na biało – różowo drzewek owocowych w niedaleko położonym parku. Siedziałam na ławeczce i rozkoszowałam się docierającymi do mnie złocistymi promieniami słońca i lekkimi podmuchami przyjemnie chłodnego wiatru, gdy nagle coś ciepłego, małego i wilgotnego przyssało się do mojej kostki. Zszokowana zdjęłam okulary przeciwsłoneczne i spojrzałam w dół. Tuż przy mojej nodze kręcił się maleńki Yorkshire terrier. Nie jestem znawczynią w tym temacie, ale piesek nie mógł mieć więcej niż pół roku. Odruchowo rozejrzałam się za nadchodzącym właścicielem tego maleństwa, ale z przykrością stwierdziłam, że z żadnej strony nie nadchodzi zainteresowany nim człowieczek. Wtedy również zdałam sobie sprawę, że zwierzak nie ma obroży, a jego sierść jest mocno brudna i posklejana w ciemne strąki. Innymi słowy, wszystkie okoliczności wskazywały na to, że ta bezbronna istotka była porzucona, bezpańska – nie miała nikogo, kto zaopiekowałby się nią w należyty sposób. Pierwsza myśl – telefon do schroniska. Nie zrobiłam tego jednak, zdając sobie sprawę, że w takich ośrodkach w ogóle nie dba się o szczęście psów, a jedynie w większym lub mniejszym stopniu umożliwia się im przeżycie. Dlatego postanowiłam, że zabiorę go do domu, a potem dam ogłoszenie w internecie. Być może jest kradziony? A jeśli ktoś go rozpozna? Nigdy nie wiadomo... Schyliłam się więc do zwierzaka zabawiającego się obcasami moich szpilek i podjęłam próbę pochwycenia go dłońmi. Niestety, spłoszony zbyt gwałtownymi ruchami dał susa w okoliczne krzaki i ani myślał z nich wychodzić. Niewiele myśląc wskoczyłam za nim w gęste zarośla, targając przy tym pończochy i brudząc krystalicznie białą. Moje zmagania z żywiołem parkowej roślinności nie uszły uwadze przechodzącego obok eleganckiego mężczyzny w okularach. Nie mógł mieć więcej niż trzydzieści lat. Ubrany był w materiałowe, dobrze skrojone spodnie, kraciastą koszulę i dopasowaną marynarkę. Największe wrażenie robiła jednak jego perfekcyjna, wymuskana fryzura. „Fryzjer lub stylista” - pomyślałam na jego widok i jak się później okazało – miałam słuszną rację w swoich podejrzeniach.
„Hej! Coś się stało?” - zawołał wyraźnie przejęty moim stanem. Musiałam wyglądać tragicznie z fragmentami gałązek we włosach. Poczułam, jak wstydliwy rumieniec powoli rozlewa się na moich policzkach. Drżącym z przejęcia głosem nakreśliłam mu całą sytuację, a on wysłuchał jej z uwagą. Niewiele myśląc, zrzucił z siebie marynarkę i sam zanurkował w gęstwinie. Po chwili wyszedł z niej umorusany i potargany nie mniej niż ja, choć jego trud widocznie się opłacił – w dłoniach trzymał drżącego z przerażenia pieska.
„Jedziemy do mnie!” - zarządził - „Mój ojciec jest weterynarzem. Obejrzy go i zaszczepi, nie mówiąc już o profilaktycznym odwszeniu i odrobaczeniu. Nie wiadomo ile czasu tu spędził.”
Posłusznie zabrałam swoją torebkę i jego marynarkę, pędząc w pośpiechu, by dotrzymać mu kroku. Nie ukrywałam, że podobała mi się jego troska i chęć pomocy. Jak dobrze, że na niego trafiłam.

Okazało się, że jego samochód zaparkowany był całkiem niedaleko. Pędząc z prędkością światła wyjechaliśmy poza obręb miasta, docierając wreszcie do olbrzymiej posiadłości, w której, jak wytłumaczył, mieszka cała jego liczna rodzina. Do niego należało poddasze z całkiem pokaźnym tarasem. Ojciec Bartka na nasz widok zaśmiał się serdecznie i zaciekawieniem wysłuchał całej mojej historii.
„Słuchajcie – wykąpię go i lekko przystrzygę mu włosy. Potem, oczywiście, wszystkie standardowe  procedury i niezbędne szczepienia. Trzeba założyć mu odpowiednią dokumentację. Możecie odebrać go za godzinę.” - powiedział starszy pan, przejmując drżącego z przerażenia zwierzaczka na swoje ręce. Po chwili również dodał:
„Synu, zaproś Panią do siebie na górę. Zdaje się, że oboje potrzebujecie kąpieli.”

Zgodnie z wolą pana domu, Bartek zaprosił mnie do swojego olbrzymiego pokoju, który raczej przypominał ekskluzywną kawalerkę o całkiem pokaźnym metrażu.
„Usiądź, proszę” - wskazał mi miejsce na kanapie. - „Poczęstuję Cię czymś do picia, a potem, jeśli oczywiście masz na to ochotę, możesz skorzystać z prysznica.”
„Z chęcią.” - zaśmiałam się. - „Zdaje się, że nie wyglądam teraz najkorzystniej z błotem we włosach.”
„Mogę być szczery?” - zapytał rozbawionym tonem?
„Jasne!”
„Najchętniej widziałbym Cię tylko w nim...”
Ze zdziwienia aż otworzyłam usta. Nie zamierzał zmarnować tej okazji. Niespodziewanie doskoczył do mnie i z impetem wpił się w moje usta, wypełniając je namiętną grą ciepłego i wilgotnego języka. Nie oponowałam, gdy powoli pozbawiał mnie poplamionej koszuli i szarej spódniczki, rozszarpując mocno zniszczone pończochy na mojej drżącej z podniecenia skórze. Nie potrafiłam powstrzymać w sobie tej pokusy, by oddać mu się bez reszty i z nieskrywaną przyjemnością chłonąć delikatne i ciepłe pocałunki, którymi obsypywał moje ciało. Był ostrożny i cierpliwy. Z uwagą badał każdą moją reakcję, pragnąc jak najlepiej dopasować się do czułej mapy erogennej mojego ciała. Tak rozgrzaną i gotową na więcej, przeniósł na rękach, niczym trochę większego, lecz bardziej oddanego i radosnego psiaka, do całkiem obszernej kabiny prysznicowej. Wciąż nie przerywając kaskady pieszczot i śmiałych dotyków, zrzucaliśmy z siebie ubrania, pospiesznie odkręcając kurek z wodą. Natychmiast spłynął na nas strumień lodowatych kropli, które stopniowo rozgrzewały się, podobnie jak atmosfera między nami. Tonąc w przyjemnym wodospadzie, przelewającym się nad nami, delikatnie scałował moje sterczące sutki, dłonią wędrując pomiędzy uda. Jego zwinne paluszki natychmiast wślizgnęły się pomiędzy pulchne i wilgotne wargi, docierając dokładnie w sekretny punkcik kobiecej rozkoszy. Oparłam głowę o chłodne jeszcze płytki, pozwalając mu smakować mojego ciała na wszelkie możliwe sposoby. Podobnie, jak ciepłe krople na mojej skórze, jego usta wędrowały coraz niżej, aby wreszcie dotrzeć do mojego drżącego i ciepłego łona.
„Smakujesz wyjątkowo... Jak kwiaty wiśni...” - wyszeptał w strugach wody, jednocześnie rozszerzając moje uda dłońmi. Nie tracąc już ani sekundy na dalsze komplementy, znów zanurkował we mnie – tym razem swoim języczkiem. To wyzwoliło we mnie kolejną dawkę nieopisanej przyjemności. Z każdym łagodnym przesunięciem się jego ust po mojej łechtaczce, wydawałam z siebie cichy jęk, który (na szczęście) zagłuszał szum spadających kropli. Chwyciłam jego głowę, wplatając palce we włosy i przyciskając jego czoło do mojego podbrzusza dałam mu sekretny znak  tym, jak blisko jestem rozkoszy. Nie przestawał, wręcz pieścił mocniej i z większym zdecydowaniem. Swoje dłonie zacisnął na pośladkach, masując ich gładki i przyjemny w dotyku owal. Jak tykająca bomba, odliczałam sekundy do wybuchu w moim ciele tej fali przyjemności, która przeniesie mnie z powrotem do parku pełnego kwiatów, do kobiecego Edenu...
Nagle podniósł się, stanął na wprost mnie i ponownie pocałował, a jego ręka znów powędrowała w czułą strefę moich kobiecych skarbów. Patrzył mi prosto w oczy, podniecony do granic możliwości, oczekując na napierające na mnie uczucie nadchodzącego orgazmu. Odzyskując resztki świadomości, nim jeszcze fala orgazmu przelała się przez moje ciało, chwyciłam ręką jego sztywną męskość.... Ścisnęłam ją mocno, zamykając oczy i pozwalając, aby pełen wymiar rozkoszy tak po prostu ogarnął całą moją duszę...

Nim jeszcze mój oddech powrócił do normy, seksowny i nagi Bartek szepnął do mojego ucha:
„Dokończymy to innym razem... Nie miej mi tego za złe, Skarbie. Muszę wracać do pracy.”
„A co z pieskiem?”
„Podrzucę Was do domu. Przy okazji dowiem się, gdzie znajdę Cię kolejnym razem.”
„Wolisz od razu mój adres, zamiast numeru telefonu?”
„Śliczna, z Twoich numerów interesuje mnie jedynie szybki numerek.”
Śmiejąc się i snując sugestywne żarty – w takiej atmosferze dokończyliśmy wspólny prysznic.

~Fantazyjna




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz